You are currently viewing Wspomnienie ostatnich dni Walerii Tarnowskiej w 170. rocznicę śmierci.

Wspomnienie ostatnich dni Walerii Tarnowskiej w 170. rocznicę śmierci.

Pomnik Walerii Tarnowskiej po renowacji, 2019 r.

Waleria Tarnowska pozostawiła po sobie kilka tomów dzienników, w których opisywała swoje życie, życie swojej rodziny oraz całą swoją epokę. Pisania zaprzestała kilka lat przed śmiercią, która zabrała ją 23 listopada 1849 roku. O jej ostatnich dniach dowiadujemy się już z innych zapisków, zebranych w formie kroniki rodzinnej przez jej wnuka, profesora Stanisława Tarnowskiego,  w poniżej prezentowanym cytacie:

„Pewnego dnia zaraz po obudzeniu weszła do nas panna Olimpia i powiedziała, że babunia bardzo chora. W wilię, kiedyśmy jej mówili dobranoc, była zdrowa jak zwykle. Przyszedł atak apopleksji czy paraliżu. Zastaliśmy ją na łóżku bez ruchu. Przytomna była, poznawała każdego, ale mowa była utrudniona, a choć odpowiadała zawsze do sensu, musiało być przytępienie, bo spała prawie ciągle. Rozesłaliśmy sztafety na wszystkie strony. Wrócili jak mogli najprędzej moi rodzice, po nich przyjechała ciotka Onufrowa Małachowska i stryj Walerian. Stryj Tadeusz nie mógł się doczekać paszportu i przyjechał już po śmierci [mowa o dzieciach hrabiny].

Pewnego dnia moja matka zwróciła uwagę mojego ojca, że babunia żwawsza, wyraźniej mówi, trzeba z tego skorzystać i posłać po księdza. Przyjechał ksiądz, spowiadała się, przyjęła komunię świętą i namaszczenie całkiem przytomnie, ze łzami i z uśmiechem. Instynkt mojej matki był trafny, bo nazajutrz rano zaczęło się konanie, ciężkie i długie. Mój ojciec [syn hrabiny Jan Bogdan Tarnowski] czytał modlitwy za konających. Dławił się od płaczu, co chwila głos mu się łamał, ale doczytał do końca. Cały dom był w jej pokoju. Po modlitwach wszyscy przychodzili, by ją pożegnać i pocałować w rękę. Ona miała oczy zamknięte, ale musiała wiedzieć, że umiera, że się z nią żegnają, bo każdego, kto przyszedł ściskała za rękę. W samej chwili skonania podniosła głowę, otworzyła oczy i silnym głosem wyraźnie powiedziała: „Idę, idę”.

Było to 23 listopada 1849 roku.

Miała 67 lat, a pięćdziesiąt bez jednego była duszą i chlubą domu, który jak długo będzie trwał, powinien o niej wiedzieć, znać ją, jej pamięć przechowywać ze czcią i z wdzięcznością. Zastała w  domu honor cały, sumienie czyste, żadnego nigdy sprzeniewierzenia Bogu ani ojczyźnie, ale ten zasób czci i wary, jaki zastała, pomnożyła swoją cnotą i zasługą, utwierdziła go na dalsze pokolenia. Dla was, którzyście jej nie znali, jej pamięć powinna być błogosławiona na zawsze”.

Stanisław hrabia Tarnowski, Domowa Kronika Dzikowska,

wstęp, opracowanie i komentarz Grzegorz Nieć, Kraków-Rudnik 2010