You are currently viewing Jan Bogdan Tarnowski – Pan na Dzikowie inny niż wszyscy

Jan Bogdan Tarnowski – Pan na Dzikowie inny niż wszyscy

Jan Bogdan Tarnowski to postać inna niż całe zastępy wsławionych czy to w bojach, czy w polityce, czy na polu kultury dziedziców Dzikowa. Był synem Jana Feliksa i Walerii Tarnowskich, ich trzecim dzieckiem, lecz pierwszym, które przeżyło. Ten rok (2020) jest rokiem jego rocznic. W styczniu minęło 170 lat od jego śmierci, 20 sierpnia przypadła 215 rocznica urodzin. Warto uznać te daty za inspirację do przypomnienia tej wybitnej sylwetki.

Wspomnienie to nie będzie miało charakteru naukowego ani biograficznego, oparte będzie na zapiskach osób mu bliskich. Pierwsze znajdujemy zaskakująco wcześnie, w osobistych dziennikach jego matki. Kiedy poczuła pierwsze jego ruchy jako poczętego dziecięcia wykrzyknęła w zachwycie: „Jesteś. Żyjesz zatem!” Zapisała to wyraźnie w swoim dzienniku z datą 18 kwietnia 1805 roku. Doświadczona śmiercią swych pierwszych dzieci, to dziecko bezustannie oddawała Bogu pod opiekę, ufając, że nie podzieli ono losu rodzeństwa, umierając w niemowlęctwie. Zawsze jednak zastrzegała: „Twoja święta wola Boże. Nie moja.” Do porodu przygotowywała się spokojnie, przystąpiła do sakramentów i rozdzieliła zawczasu wszystko, co posiadała, na wypadek gdyby ten dzień miał zakończyć jej życie. Wszystko przebiegło bez komplikacji i 20 sierpnia 1805 roku przyszedł na świat, w majątku ojca hrabiny Walerii – w Horochowie, Jan Bogdan Tarnowski. Kolejnego dnia został ochrzczony. Byli przy tym rodzice Walerii – Walerian i Aleksandra, jej mąż Jan Feliks i wuj Tadeusz Czacki, a także malarz del Frate i wiele mieszkańców horochowskiego pałacu. We francuskich zapiskach hrabiny odnajdujemy zapis, że chłopca nazwano „Jean Dieudonné” – co tłumaczyć można jako „Jan przez Boga dany” (ale również „Bogu oddany”).

Rozalia Tarnowska z Czackich, babcia Jana Bogdana
Waleria Tarnowska ze Stroynowskich, matka Jana Bogdana

W każdą miesięcznicę urodzin Jana Bogdana – 20 dnia miesiąca – jego rodzice przystępowali do spowiedzi i komunii w intencji syna a najmniejsza wzmianka o kokluszu czy innej chorobie w okolicy powodowała u hrabiny wielki popłoch. Ze stycznia 1806 roku pochodzi wzmianka, że mały Jaś został zaszczepiony. Czasem chorował, gorączkował, miał katar i kolki, ale ogólnie rósł zdrowo. W czerwcu 1806 roku przywieziono go do Dzikowa. Ochrzczono jeszcze raz i zabrano do krypty w Kościele Dominikanów. Do przodków. Taki był zwyczaj. Przewodziła mu teściowa Walerii, hrabina Rozalia Czacka. Na swe pierwsze imieniny, które świętował w Dzikowie 24 czerwca 1806 roku, dostał od dziadka siodło a od ojca złote strzemię.

Jan Jacek Tarnowski, dziadek Jana Bogdana
Jan Feliks Tarnowski, ojciec Jana Bogdana

Modlono się za niego nieustannie. Za jego zdrowie. Za to, by przeżył. Do dziś zachowała się w archiwach dzikowskich książeczka do nabożeństwa spisywana dla Jana Bogdana przez jego matkę. Zachował się również w dzienniku hrabiny Walerii dzień jego „pierwszego ząbka”. Było to w pałacu w Horochowie, rankiem, Jan Feliks w łóżku bawił się z małym Jasiem. Waleria krzątała się po komnacie. Tata łaskotał i podrzucał synka. Mały się śmiał do rozpuku. I nagle Jan Feliks znieruchomiał z małym wyciągniętym do góry na rękach. Zawołał żonę. Ta przestraszona przybiegła natychmiast i zobaczyła ząbek w uśmiechniętej buzi małego Jasia. Scena, którą zna każda rodzina, również współczesna. Jej zakończenie jest jednak inne od współczesnej, bowiem zachwyceni rodzice zrobili rzecz dzisiaj rzadko spotykaną: rzucili się natychmiast się kolana przed obraz Chrystusa i modlili się gorąco, dziękując za tę łaskę.

Gdy w 1807 roku na świat przyszła jego siostra Maria, mały Jaś nazywał ją Mimi, i nie szczędził jej czułości. Miał jeszcze braci: Waleriana Spicymira (1811-1861), Tadeusza Antoniego (1818-1890) oraz, oprócz Mimi, siostry: Walerię Bronisławę (1810-1815), Rozalię Wiktorię (1814-1815) i Annę (1816-1893), Matka była z niego dumna, z tego jaki ukazywał się w nim charakter, postawa, wiara. Przejmował jej wartości. Rósł na wybitnego młodego człowieka. Nie zachwycał się archiwami, jak ojciec, choć pomagał mu w tworzeniu biblioteki. Nie pałał wielką miłością do sztuki, jak matka, choć zwiedzał z nią paryskie galerie. Byli jednak z niego dumni. Ukończył Liceum Krzemienieckie. Studiował w Paryżu architekturę (jemu zawdzięczamy budynek Spichlerza – dzisiejsza siedziba Muzeum Polskiego Przemysłu Siarkowego). Został doskonałym gospodarzem Dzikowa. Człowiekiem o wielkim sercu. Kartkując setki stron Dzienników hrabiny Walerii napotykamy opis rozmowy, jaką matka odbyła z doroślejszym już chłopcem podczas podróży z Dzikowa do Horochowa. „Jaś wyznał mi, że bardzo polubił Gabrielę” – pisała zachwycona hrabina, a jakiś czas później, Gabriela [Małachowska] została żoną Jana Bogdana. Czas mija szybko. W styczniu 1835 roku, hrabina pisała o wczesnym poranku, że Gabriela rodzi. Waleria spędzała ten czas samotnie w kaplicy dzikowskiej, modląc się, by poród odbył się bez komplikacji. Gdy na świat przyszło pierworodne dziecię Jana Bogdana, udała się natychmiast do niego, aby mu to oznajmić z radością. Też był sam. Stał przy oknie zdenerwowany i przestraszony. „Masz dziecko – powiedziałam mu” – napisała Waleria. A chwilę potem weszła służąca i powiedziała, że to chłopiec. Padli sobie w ramiona z radości. Wieczorem odbyła się pierwsza kąpiel noworodka [Jana Dzierżysława – przyszłego dziedzica Dzikowa], którą przeprowadzała… babcia – hrabina Waleria we własnej osobie, a całe domostwo zebrało się w ciekawości, by jej w tym asystować.

Gabriela z Małachowskich Tarnowska, żona Jana Bogdana
Jan Bogdan Tarnowski, syn Walerii Tarnowskiej

Jan Bogdan miał z Gabrielą jeszcze trzech synów: Stanisława Kostkę (1837-1917) – profesora i rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego, Juliusza Stefana (1840-1863) – zastrzelonego w powstaniu styczniowym i Kazimierza Kajetana (ur. 1843) oraz pięć córek: Mariannę Walerię (ur. 1830), Walerię (1830-1914) – spadkobierczynię Dzienników hrabiny Walerii, Karolinę (1832-1888), Gabrielę (ur. 1833), Zofię Marię (ur. 1836), i Annę (ur. 1845).

By dopełnić z innej perspektywy opisu tej wyjątkowej postaci warto przywołać słowa syna hrabiego – profesora Stanisława Tarnowskiego – zapisane w „Domowej Kronice Dzikowskiej”, opracowanej przez doktora Grzegorza Niecia:

„Mój ojciec wstawał w lecie zwykle o piątej, mył się w ogromnej bali, zaraz potem wyjeżdżał w pole, zawsze na koniu. Czasem brał nas ze sobą, a kiedyśmy byli starsi, to często. Wracając zmęczony i głodny, miał w swoim pokoju o 10-tej drugie śniadanie, na które się wszyscy domowi mężczyźni zbierali […]. Ubierał się zawsze w czamarkę (wierzchnia suknia, długa, zapinana pod szyją, noszona na żupan), gdy wyjeżdżał do obcych miast, kładł surdut. Jego zajęciem głównym było gospodarstwo, skoro na jego głowie i pracy był byt rodziny, miał sławę doskonałego gospodarza. Ale miał czas na wszystko, czytał wiele i lubił czytać i rozmawiać o tym, co czytał, wiedział o wszystkim, co się na świecie działo, nie zasklepiał się, nie rdzewiał, choć siedział na wsi, nigdy ze świata nie wyszedł, a towarzystwo lubił. Był też niezmordowanie uczynny, każdemu bliższemu czy dalszemu, kto potrzebował pomocy lub rady […]. Nigdy też złego humoru, posępności, goryczy, humor bardzo równy i pogodny, raczej wesoły, ze skłonnością do śmiechu i żartów. Dla nas chłopców była to zawsze jedna z wielkich przyjemności, kiedy na bryczce, a dopiero w dłuższej podróży, rozmawiał z nami i opowiadał. Baliśmy się go swoją drogą potężnie. Nie wiem dlaczego, zapewne dlatego, że dzieci są głupie, bo surowy nie był, nie przypominam sobie, żeby kiedy którego z nas ukarał. Ale jego bura szła w pięty i pozostawała tam na długo. Konie lubił bardzo, a jeździł doskonale […]. O ile dziadek miał dużo familijnej miłości własnej czy dumy, o tyle ojciec nie miał żadnej i nas od niej od dziecka chronił troskliwie i mądrze. Zdaje mi się, że to była przede wszystkim natura kochająca: potrzebował do szczęścia, żeby jego kochano, ale jeszcze więcej potrzebował sam kochać. […]”.

Jan Dzierżysław Tarnowski, syn Jana Bogdana
Profesor Stanisław Tarnowski, syn Jana Bogdana
Juliusz Tarnowski, syn Jana Bogdana

Kolejne informacje o Janie Bogdanie odnajdujemy również w „Pamiętnikach Włościanina”. Jan Słomka pisał o Janie Bogdanie Tarnowskim w następujący sposób:

„Mówiono o nim powszechnie, że to był dobry pan, nie pozwolił swoim poddanym najmniejszej krzywdy zrobić, przyjaźnie ich traktował, pierwszy często pozdrawiał. I musiał być dla ludzi dobrym, bo wieść o jego śmierci wywołała wielki smutek, a gdy przyszła wiadomość, że zwłoki jego sprowadzane będą do Dzikowa przez Sandomierz, zgromadziły się w oznaczonym dniu na drodze z Dzikowa do Sandomierza tysięczne rzesze ludu włościańskiego ze wszystkich wsi, które do niego należały”.

„Rys życia Jana Bogdana Tarnowskiego” wydany po jego śmierci wylicza kolejne jego zasługi: Świat go mało znał, czyny jego jednak o nim w narodzie mówiły”. Zarządzał gospodarstwem mądrze i wzorowo. Liczył się dla niego zawsze najpierw człowiek. Miał dla każdego serdeczną czułość. Ratował pogorzelców, powodzian, przygarniał pod swój dach sieroty (mówiono potem, że miał przeczucie szybkiego osierocenia własnych dzieci). Wspomagał pracowników dzikowskich i ich rodziny. Na swój koszt posyłał na nauki ich dzieci. Karmił ubogich. Zbudował szpital, w którym apteka i porady dla ludu były nieodpłatne. Mówiono, że nikogo nie zostawił bez ratunku i pociechy. Głęboką religijność przejął od rodziców.

Jego zaufanie w Opatrzność było tak nieograniczone, że gdy najgorzej w koło niego się działo, on zaspakajał wszystkich ulubionem wyrażeniem: Jakoś to będzie, Bóg z nami! A gdy żona, widząc czasem niespełnione nadzieje, pytała się zbyt śmiało o przyczynę niedocieczonych wyroków najświętszej woli, on łagodnie usta jej zamykał przypomnieniem: Że, kiedy tak Bóg chciał, dobrze być musi, a kiedyś lepiej będzie”.

Wzorowo opiekował się schorowanymi rodzicami. Przez 11 miesięcy ojcem, – któremu paraliż odebrał mowę; Jan trwał z nim czasami godzinami i cierpliwie próbował odgadywać życzenia chorego. Matce z najczulszym szacunkiem służył, gdy w ostatnich latach życia została wolą Opatrzności dotknięta kalectwem.

Tak więc w zaciszu domowego życia przedstawiał codziennie żonie, małoletnim dzieciom i przychylnym sługom najlepszą naukę doskonałości i usposabiał ich do wytrwałości w dobrem”.

Zmarł nagle 28 stycznia 1850 roku w wieku 45 lat, niespełna dwa miesiące po swej matce.

Pomink nagrobny Jana Bogdana, przed renowacją, 2017 rok
Domowa Kornika Dzikowska