Mediolan, 5 czerwca 1804 roku
Doprawdy nie wiem, moja Rozalio, czy będziesz kiedyś w Mediolanie, by zdążyć zobaczyć smutne pozostałości jednego z najpiękniejszych fresków – „Ostatniej Wieczerzy” Leonarda da Vinci. Jest w klasztorze Santa Maria delle Grazie, w dawnym refektarzu, gdzie wpierw Francuzi, a ostatnio Austriacy urządzili stajnie. Posunięcie godne prymitywnych Galów z czasów Kamillusa.
Szczególne w tym szczęście, że najważniejsza postać tego obrazu – Chrystus – zachowała się nieco lepiej od pozostałych. Artysta wybrał moment, w którym Jezus wypowiada do Apostołów: „Jeden z was mnie zdradzi”. Prawie można uwierzyć, że słyszy się te słowa. Wyczytać z tej boskiej twarzy gorzki ich smak! Winnemu już z góry wybaczono. Ale jakże ten Bóg jest tu naprawdę człowiekiem! Jaka bolesna gorycz w miłosiernym spojrzeniu, świadomym wszelkiego zła, którego przyjdzie mu doświadczyć. Najokrutniejsza jest być może ta zdrada przyjaciela. Ja przynajmniej nigdy nie widziałam bardziej cierpiącej postaci Chrystusa, a w cierpieniu tym bardziej szlachetnej i pięknej. Ile litości dla zbrodniarza! Judaszu, Judaszu! Najmniejsza twa skrucha wystarczy, byś otrzymał przebaczenie. Lecz Judasz jest tylko tchórzem. Jego podła dusza zadrżała, ale się nie ukorzyła. Przeraźliwe dopełnienie zniewagi. Zadrżeli Apostołowie, wszyscy zadziwieni, pełni obawy, nie dowierzają. Najukochańszy uczeń Jezusa jest jedynym, którego twarz nie wyraża żadnego z tych uczuć. Nie może wątpić, skoro jego Mistrz rzekł te słowa. Nie może się o niego nie obawiać, bo jego serce całe jest miłością… Jakiż ból ekstremalny! Jego złączone ręce oparte są na stole, głowa opada, przybity straszliwą pewnością zbrodni, której pojąć nie może.
Morghen zrobił sztych tego obrazu i kazał zapłacić sobie za to jak za złoto. Wypięknił postać Św. Jana, ale jak bardzo od swego modelu różni się postać Chrystusa! Wyraz, rysy twarzy są uderzająco inne…