Rzym, 9 kwietnia 1804 roku
Przejdźmy dziś te niezmierzone galerie. Bardziej uczeni zatrzymają się, by odszyfrować antyczne napisy. My, którym nic one nie mówią, zostawmy to naukowcom i chodźmy podziwiać prawdziwe piękno. Oto dziedziniec Muzeum. Wejdźmy przez ten elegancki portyk. Pierwsza rzecz, na którą kierują się Twe oczy, zasmuca je jednocześnie. To sam postument – pozostałości po „Torsie Belwederskim”. Wzdychasz po nim? Nie ostatnie to Twe westchnienie w tym pięknym miejscu. [Antyczne marmury i brązy, najcenniejsze z włoskich kolekcji zostały zabrane do Paryża i złożone w Muzeum Narodowym. Generał Pommereul zdecydował pozostawić w Muzeach Watykańskich jedynie najmniej znaczące okazy. Wielkie arcydzieła zapakowano do skrzyń, ułożono na wozach, ciągniętych przez wiele par bydła i zawieziono do Livorno. Następnie transportowano je morzem do Marsylii. Nosiły inskrypcje: „Zabytki zwycięstwa Armii Włoskiej”. W Paryżu zajęli się tym barbarzyńskim transportem specjalni komisarze, którzy w nagrodę otrzymywali medale pamiątkowe z napisem: „Sztuka i Nauka – z wdzięcznością”! – przyp. tłum.].
Ten sarkofag – nie jest piękny, lecz jest czymś więcej niźli tylko sarkofagiem. To grób Scypiona. Piękna jest waza z marmuru pavonazzetto; dwie olbrzymie wanny z granitu. Ta jest z zielonego bazaltu – cennego i rzadkiego materiału. A oto i pusty postument „Antinousa”! Niestety! Ach! I taki sam „Laokoona”! Koneserzy wywyższają tę grupę ponad wszystko inne. Pisał o niej Pliniusz. Jest jedyną zatem z całej rzeźby antycznej, którą starożytni uważali za godną wspominania. A oto i miejsce, gdzie dawniej stał „Apollon”. Och, Francuzi! Nigdy nie będzie się go nazywać inaczej niźli „Apollon Belwederski”. W pustej niszy Canova odważył się postawić swego „Perseusza”. Śmiałym jest to posunięcie, acz możliwe, że nie aż tak zuchwałym. Perseusz zwycięzca trzyma głowę Meduzy. Przypomina bardzo Apollina w swej urodzie, dumie, szlachetności. Jest bohaterem, człowiekiem, a Apollo to bóg. Głowa Meduzy jest wielkiej miary. Mogę uwierzyć, że prawdziwie paraliżowała strachem.
Teraz jesteśmy w Sali Zwierząt. Jaka lekkość tych zajęcy, jakaż realność tego psa myśliwskiego, rozhukanego byka pokonanego przez Mitrę. A „Porwanie Europy” – jakaż piękna ta grupa! Równie piękny „Herkules trzymający lwa nemejskiego”. „Siedzący Tyberiusz” to nowy nabytek Muzeum. Współczesny rzeźbiarz zwierząt, Franzoni, również ubogacił te zbiory. Jego dzieła stają na równi z antycznymi: śliczny jeleń z alabastru, pływający rekin z tegoż samego materiału, naturalnej wielkości lew. Popatrz na pięknego łabędzia wychodzącego z muszli, dumnego lwa z czarnego bazaltu, kozę karmiącą małe koźlątko. Przyglądnij się również „Meleagrowi” i chodźmy dalej do Galerii Rzeźb.
Oto wpierwy piękna „Kleopatra”, uroczy „Amorek”, śliczna „Danaida”, pełna gracji „Higieja” karmiąca węża swego ojca, „Bachus”, „Junona”, złośliwy „Satyr” wesoło odpychany przez roześmianą Nimfę. Ma ona o sobie wysokie mniemanie. Jest i „Amazonka”, dwóch siedzących „Konsulów”, „Ajaks”, „Minerwa”. Są popiersia pięknego „Antinousa”, „Jupitera”, „Serapisa” z czarnego bazaltu, przeraźliwie rozwścieczonego „Karakalli”, pijanego „Sylena”, śmiejącego się „Fauna”, surowego „Brutusa”. Zwróć uwagę na majestat „Jupitera”, na ruchy siedzącego na koniu „Diomedesa” i zachwyć się raz jeszcze w podziwie dla dłuta wielkiego Canovy, który po eleganckim „Perseuszu” stworzył potężną, acz szlachetną postać dumnego atlety – „Il Pugilatore”. Och, Mistrzu Canovo – to Ciebie Francja mogła porwać z Italii, a tak – jakież zostawiła potężne źródło arcydzieł!
Przed nami śliczny gabinet. Pełen alabastru, porfiru, rzeźb, cennych kamieni, a ile stąd już zabrano? Pozostał tylko postument „Kucającej Wenus” i pięknego „Adonisa”. Pocieszą Cię jednak „Diana”, „Lucyfer”, „Faun” i uroczy „Ganimedes”. W pokoju Muz panuje smutek. Są w nim jedynie kopie rzeźb, które stały tu wcześniej. Przebiegnij spojrzeniem barelief „Taniec korybantów” i zmierzaj w stronę sali nazywanej Salą Wazy.
Jak nazwa wskazuje, stoi tu pośrodku ogromna porfirowa waza. I sama wspaniała sala budzi zachwyt pełen zadziwienia. Rzeźby i kolosalne popiersia rozmiarami odpowiadają jej rozmiarom i jej pięknu. „Junona”, „Nerwa”, „Pertynaks” – to do nich myśli me powracają najczęściej. Reszta obiektów to, zda się, wszystko gips. Salę zbudowaną na planie krzyża greckiego nazywają Museum Pium. Jest w niej wiele granitowych figur z Egiptu. Są godne uwagi. Są też urny oraz sarkofagi. Wybitne w swoim gatunku. Jeden z nich był grobem świętej Heleny, matki cesarza Konstantyna. Bareliefy na nim umieszczone są prawdziwie zachwycające, zwłaszcza biorąc pod uwagę niesamowitą twardość materiału, jakim jest porfir. Wychodząc stąd, popatrz jeszcze na dwie rzeźby z czarnego bazaltu – to rzeki, „Tygrys” i „Nil”.
A teraz wejdźmy po tych pięknych schodach z białego marmuru, wspieranych granitowymi kolumnami. To jeden z elegantszych wytworów dobrej architektury. Prowadzą nas do Galerii Kandelabrów. Jej pierwsza część wypełniona jest pięknymi fragmentami sztuki egipskiej, kolejne ukazują zbiory cennych waz i urocze grupy dziecięce w kanonie rzeźb antycznych. Zwróć tu uwagę na jedną rzadką wazę z zielonego porfiru, nakrapianą srebrnymi punkcikami, na trójnóg z marmuru pavonazzetto, puchar w kolorze antycznego różu, wielką alabastrową wazę w stylu orientalnym, w której wedle wierzeń spoczywały szczątki cesarza Augusta. Spójrz jeszcze na „Narcyza” i „Fauna” z zielonego bazaltu, „Dziecko bawiące się z gęsią”, „Satyra i Fauna”, „Ganimedesa” oraz na owe kandelabry, którym miejsce to zawdzięcza swą nazwę. Piękne to okazy, ale najpiękniejsze z nich są już ponoć w Paryżu.
Galeria obrazów, do której teraz przechodzimy, już zupełnie nie istnieje, nie pozostał po niej żaden ślad. Jest dziś tylko miejscem przechodnim, prowadzącym do Galerii Map.
Zostaje nam już tylko Sala della Biga. Odpowiada ona moim gustom w najwyższym stopniu. Jej urocza rotunda i osiem żłobionych kolumienek, z kapitelami w stylu korynckim, wszystko w białym marmurze, to doskonałe połączenie pełne wdzięku, smaku i najprostszej elegancji. Pośrodku znajduje się antyczny wóz zaprzężony w pyszne konie, jeden z nich jest dziełem Franzoniego. Dookoła posągi, gipsy i bareliefy. „Febus” grający na lirze, „Bachus” i uroczy „Apollo” – lekki, delikatny, prawie dziecięcy, najprawdziwszy bóg młodości i piękna.
Wszystkie te sale i galerie mają zacne mozaikowe posadzki, a plafony zdobione są alegorycznymi malunkami wyjątkowo zdolnych malarzy tamtych czasów. I skończyłyśmy chyba. To wszystko, co Ci opowiedziałam, niczym jest w porównaniu z tym, co można by było rzec o tych miejscach. Wyjaśnijmy tu zatem jedną rzecz: idzie o to, że to wyśmienite muzeum, tak ograbione przez Francuzów, pozostaje w dalszym ciągu ogromnie bogatym i pełnym cudów miejscem. Kusi mnie, by podziękować Francuzom za ich łaskawość i pomoc w odciążeniu tego miejsca albo z drugiej strony – złożyć podziękowania okolicznościom, które nie pozwoliły grabieżcom na swobodną wywózkę całej kolekcji do Paryża.
Kiedyś, gdy pewnego dnia sama przemierzysz te zachwycające i najpiękniejsze zbiory w Europie, których bogactwa żaden opis nie odda nigdy wystarczająco dobrze, weźmiesz moją opowieść, tak niedoskonałą, a może być nawet, że bardzo ubogą – zapomnij o niej wtedy, albo pomyśl o niej jedynie po to, by pamiętać o mych dobrych intencjach i mym jedynym pragnieniu pełnym czułości: chciałam przyjemnie zająć Twój czas, dzieląc się z Tobą przyjemnościami, których tu zakosztowałam, a słodka myśl, że dzielę je ze wszystkim, co kocham, zwielokrotniała je jeszcze bardziej.