Z „Walerią” zapukałam też do kilku osobistości akademickich, z prośbą o pomoc w pracach, o pokierowanie, o opiekę merytoryczną, której bardzo potrzebowałam… Było tak samo jak w instytucjach kultury… głucho. Choć przez chwilę błysnęła nadzieja na grant europejski. W długim ciągu różnych zdarzeń, szacownych person, które spotykałam, poważnych rozmów, jakie odbyłam, potraktowano mnie dosłownie, jakbym kradła samego „Pana Tadeusza”, chcąc pracować nas tymi tekstami. Moja historia kończy się nijak. Właśnie otrzymałam pierwsze egzemplarze książkowe mojego tłumaczenia Dzienników hrabiny. I jest mi gorzko. Bo trzymam je w ręku z niepewnością i strachem. Jakie problemy z tego będę miała?
Z tłumaczenia nie czerpałam z żadnych, nawet najmniejszych korzyści finansowych. Jest całkowicie bezinteresowne. Teksty hrabiny tłumaczyłam najlepiej jak umiałam – nie uzurpuję sobie jednak prawa do doskonałości.