Trześń, 27 sierpnia 1806 roku
Boże mój, daj mi cierpliwość, na ten rok bardziej jeszcze niż zawsze! Mama jest tak żywa, a ja tak dumna i mało wytrzymała, że to zawsze ja lękam się bardziej niż ona, kiedy trwa w swej złości przeciw mnie lub Jasiowi.
Moi Rodzice, zawsze tacy delikatni wobec mnie, pozwolili, bym wierzyła w siebie, wspomagana naturalną dumą, sprawili, że najmniejsza niesprawiedliwość wzbudza mój bunt, tym większy, im bardziej łączy się to z autorytetem. Lecz jakaż jest większa sprawiedliwość, jakiż bardziej święty obowiązek niż najgłębszy szacunek dla tych, co życie nam dali.
A ta kobieta, tak szacowna, była mi obcą, a będzie przez mnie czczona i kochana. Od kiedy dostąpiłam tego szczęścia, by zwać ją Mamą, nie winnamże od niej również cierpień przyjmować? Nawet Słońce ma swe plamy, róża kolce – cnota tym samym posiada i wady. Znośmy je. Ty, mój Boże, racz dać mi nieustanną siłę, każdego dnia, jak to radziła nieboszczka Sobolewska: każdego dnia, Boże mój, proszę o cierpliwość.