Początek maja 1807 roku to wielkie poruszenie w Dzikowie. Michał, brat Jana, i wychowanek hrabiny Walerii, Wincenty – dołączyli potajemnie do armii Napoleona. Cały Dzików się zamartwia. O tym wydarzeniu opowiada wpis „Bohaterowie-Zdrajcy”.
W takiej atmosferze, 6 maja 1807 roku, mieszkańcy Dzikowa świętują 30. urodziny Jana Feliksa, z okazji których jego żona Waleria zanotowała w swoim Dzienniku piękne życzenia:
6 maja. Dzień sercu drogi. Urodziny tego, który jest dla mnie wszystkim najcenniejszym, co na tym świecie posiadam. Boże Mój, bądź łaskaw mu błogosławić, zachować dla mej czułości, napełnić wszelkimi łaskami, duchowymi i ziemskimi. Racz sprawić, by miłość nasza wspólna trwała po wielki. I spraw, bym zawsze była godna jego miłości.
W takich okolicznościach, 8 maja, młodzi Państwo Tarnowscy wyruszają na zaproszenie księżnej Izabeli Czartoryskiej do Puław. Podróżują przez Trześń, Gościeradów, Bychawę i Kraśnik do Lublina. Hrabina opisuje to miasto, jako ruinę, która jeszcze nie podniosła się po jakimś rozległym pożarze. Spotykają tam Scipionów – rodzinę Jana Feliksa. Waleria odwiedza w więzieniu swego krewnego. Przetrzymywanego w złych warunkach, a zatrzymanego przez Rosjan pod bardzo niepewnymi zarzutami. Spotykają również księdza Koźmiana [brata słynnego Kajetana], przyjaciela Jana Feliksa. „Wydał mi się uprzejmy i łaskawy – pisze hrabina. – Być może zanadto, jak na jego stan duchowny, lecz przeważnie tak bywa, że kapłaństwo i młodość nie idą ze sobą w parze”.
Dalej ich droga prowadzi przez Markuszów (obiad u Koźmiana), Olesin i Celejów (wizyta u Sewerynowej Potockiej):
„Wyjechawszy dziś rankiem z Markuszowa, zatrzymaliśmy się wpierwy w Olesinie, by obejrzeć tamtejszy ogród, który, dzięki ogromnym drzewom i atmosferze wprost z pejzażu, zdał mi się doprawdy czarującym miejscem. Z racji czasu odłożyliśmy jednak spacery, planując tu wstąpić w drodze powrotnej, i ruszyliśmy do Celeiowa* na obiad. Nie zastaliśmy pani Sewerynowej [Potockiej] ni jej córek – były w Puławach. Mówią tu, że Księżna jutro wyjeżdża.
Celeiów jest uroczym zakątkiem. Domyka je wznoszące się wzgórze, a nad nim króluje lasek. Tu natura zda się wyzywać na pojedynek sztuki ogrodnicze, […] najpiękniejsze tworząc kontrasty. U stóp lasku rozciąga się piękna łąka z uroczym potokiem. […] Tu już obfitość wielkich drzew, uroczych mostków i wodospadów, wypływów wodnych dobrze ułożonych, licznych strumieni wody bieżącej, spływającej na obfitą zieleń. Także ten ogród, czy bardziej to miejsce, jest jednym z najbardziej uroczych, jakie zobaczyć można. Przypomina mi swą nadobną właścicielkę. Widziałam w nim ławeczkę poświęconą jej chwilom fantazji. Usiadłam na niej, bym i ja mogła pomarzyć chwil kilka. Jakież imaginacje w rzeczy samej mogła odczuwać i tworzyć ta urzekająca kobieta, i może być przez to też… łatwa do uwiedzenia…
Jedną z najpiękniejszych ozdób w tym ogrodzie jest topola poświęcona pani Zamojskiej – nic bardziej wielkiego, bardziej majestatycznego – wzbudza szacunek. Nowo wybudowany dom, w stylu gotyckim, w którym nie gustuję, jest dobrze zaaranżowany, zacnie umeblowany wewnątrz.
Po skromnym, lecz smacznym obiedzie, podanym nam przez kogoś w rodzaju pokojowca czy lokaja, wielce zacnego człowieka, obejrzeliśmy w lasku grotę, którą on sam nam pokazał – wydrążoną w skale przez pana Seweryna Potockiego. Zaletą jej jest dosyć dobre naśladownictwo natury. Niestety jest uszkodzona i w części zawalona.
*
Droga z Celeiowa do Parchatki, była sama w sobie jak ogród – śliczna rzeka zdaje się podróżować wespół z wami po jednej stronie, z drugiej strony: góry, zbocza, na nich drzewa i zabudowania niczym korona. Na jednej z tych gór – malownicze ruiny zamku Estery, nałożnicy Kazimierza Wielkiego. Przybyliśmy do Parchatki w obfitym deszczu, a gdy ustał, nie bez trudu, lecz z wielką przyjemnością wspięliśmy się na górę wznoszącą się nad wioską. Tamtędy księżna przechadzała się do najpiękniejszego miejsca widokowego. Najpiękniejszego, jakiem dotąd w Polsce widziała. I za piękne uchodziłoby wszędzie indziej, nawet w czarującej Italii.
Pierwszym miejscem odpoczynku jest śliczny Szałas, przy którym jakby na kamieniu ołtarzowym wyryta jest inskrypcja: „Czuła wdzięczność – hoyney naturze”. Tu rzeczywiście rozrzutna natura sprawia wrażenie jakoby wręcz sypała swymi skarbami. Wzrok szybuje poprzez pejzaż rozległy, żyzny, różnorodny. W całej jego rozległości płynie nasza królewska Wisła. Z jednej strony opływa Puławy i niższe tereny, z drugiej, dzieląc się na pół, tworzy uroczą wysepkę, i ukazuje na jednym z brzegów Janowiec wraz z rozległym zamkiem, wieńczącym horyzont. Dalej miasteczko i ruiny Zamku Kazimierza, zacnego króla, o którym cenna pamięć daje tym miejscom prawo do tego, by były drogimi dla każdego polskiego serca.
Wchodzimy wyżej, aby dojść do samotni. Przy niej rustykalna kaplica. Wielce w całości interesująca. Na ołtarzu, ozdobionym jedynie prostym krzyżem, widnieją wzruszające słowa: „Dla Marii. Najczulsze matczyne życzenia”. Och, oby Niebiosa cię wysłuchały. Naprzeciw ołtarza malowane przezroczyście okno. Widać na nim czarującą figurę nadziei. Ramiona wyciągnięte ku Niebiosom, w błaganiach wznoszonych ku chwalebnemu znakowi naszej wiary, który pojawia się w powietrzu, jakoby ukoronowanie olśniewających blaskiem chmur. Słońce opadające na to okno i na obraz dało cały efekt.
Gdy wejść jeszcze wyżej, na szczyt góry, nie ma już roślinności, jeno polna przestrzeń do zdobycia, lecz według mnie tu jest najpiękniej – tutaj, wraz z tym pięknym horyzontem, rozciągającym się majestatycznie w całej cudowności. Wzrok spoczywa na nim i posiada go na wyłączność w całości.
Słońce zachodziło, otoczone ciemnymi chmurami, między którymi, tu i ówdzie, prześwitywało kilka jego promieni, czarodziejski spektakl. Tu podziwiałam Naturę i adorowałam jej Stwórcę. Schodząc, ku wielkiemu żalowi inną ścieżką, trafiliśmy na pomnik poświęcony „Mężnym Polakóm. Zginęli za Oyczyznę”. Szlachetna, piękna intencja nie pozostawia nic co życzenia, czego nie mogę powiedzieć o jego wykonaniu, które zdało mi się liche: w małej okratowanej niszy niewielki alabastrowy wazon, postawiony na mizernym kamieniu, przywiódł mi na myśl bezwiednie te pomniki psa lub ptaka tak słusznie potępiane przez de Lille’a [tłum. ulubiony poeta Walerii].
Tuż niedaleko umieszczono jednako z gustem i wyczuciem kamień poświęcony wspomnieniu Powę[urwane] z tak prostym napisem: „Ja Wam, moim lubym Powęzkóm” – jakże kocham ten pomnik, czy też raczej to wspomnienie.
Schodząc, napotkaliśmy niżej grupki dzieci, które ofiarowały nam bukiety fiołków. Urocza wiejska scena – zawdzięczamy ją znów dobroci pani tych pięknych ziem. To bez wątpienia ona, przyjmując z dobrego serca te nikłe dary dziecięce, przyzwyczaiła je, by gesty te powtarzały dla wędrowców, którzy przychodzą podziwiać to miejsce.
W drodze z Parchatki do Puław, Maria opowiadała mi o wielu czynach miłosierdzia i wielkiej dobroci Księżnej. Me serce słuchało ze wzruszeniem. Te miejsca przezeń stworzone, więcej jeszcze piękniały w mych załzawionych oczach. W polach Parchatki, w cieniu kilku drzew, znajduje się ławeczka poświęcona na odpoczynek ludzi pracujących, tuż za nią kamień z wyrytymi uroczymi wersami: „Skowronku luby, świadku mey roboty, kiedy nam wioska ruzuića nadzieie, pieśniem mi swoim dodaway ochoty, ta ręka dla mnie i dla ciebie sieje”.
We Włostowicach, wiosce znajdującej się na naszej drodze, ujrzeliśmy piękny mały kościółek, lecz co sprawia tu największą przyjemność to atmosfera radości, dobrostanu i zażyłości, jaką spotkać można u tutejszej ludności. Wszyscy, którzy was napotykają, sprawiają wrażenie jakby cieszyli się w waszego przyjazdu, wszędzie was witają, wszystkie dzieci pozdrawiają drobnymi przyjaznymi gestami – urok ich wieku, wzruszając tym każde wrażliwe serce. Bądź błogosławiona szacowna kobieto, błogosławię cię, jak robią to ci szczęśliwi ludzie, którzy szczęście tobie zawdzięczają. I niech całe to dobro, które czynisz wróci do ciebie.
Puławy zapowiadają się majestatycznie. Są jakoby ogród, lecz jego rozciągłość, olbrzymie drzewa wyznaczające aleje, wszystko to ma wygląd wielkości…Powiedziałabym wręcz – królewskiej…
Cdn