You are currently viewing Muzea Watykańskie oczami Walerii, 1804 rok (część 1)

Muzea Watykańskie oczami Walerii, 1804 rok (część 1)

Rzym, 7 kwietnia 1804 roku

Nareszcie zabieram się do tego, by opowiedzieć Ci o owym rzymskim cudzie, o Bazylice św. Piotra i o Watykanie. Czy się odważę? Spróbujmy. Chodź, moja Rozalio, daj mi rączkę, poprowadzę Cię, a szczęście absolutne przebywania tu z Tobą doda mi odwagi – chodź! Przechodzimy po przepięknym moście Świętego Anioła. Zdobiące go Anioły wyrzeźbione przez Berniniego są niestety zbyt manieryczne. Mauzoleum Hadriana to obecnie forteca. Gotowaś na piękne rzeczy? Nie spiesz się zanadto. Zatrzymaj się na placu przed kolumnadą – to arcydzieło Berniniego – i naciesz się tym widokiem. Nie ma nic bardziej imponującego! Czyś nie zadziwiona, nie oczarowana? Nie mówisz do siebie: „Zali to
architektura! Zali to sztuka!”?

Na placu wystrzeliwują w górę dwie fontanny – wespół z obeliskiem z czerwonego granitu tworzą jedyny, acz piękny ornament tego nadzwyczajnego placu. Gdy obelisk ten umieszczano, architekt odpowiedzialny za ową skomplikowaną operację pomylił się w swych obliczeniach co do prawidłowych miar i gdy cała masa była już podnoszona, liny okazały się za krótkie, by ogrom ten posadzić. Architekt ze wstydu nie wiedział, gdzie chować głowę. Wielki huk, pomnożony jeszcze hałasem zgromadzonych ciekawskich, przyciągnął również poczciwego wieśniaka sprzedającego nieopodal kapustę. Gdy mu powiedziano, co się stało i jakie to upokorzenie dla architekta, wieśniak zawołał: „Och głupi, wystarczy zmoczyć liny!” Architekt skoczył mu do gardła natychmiast… ale liny zmoczono. Skutkiem tego obelisk został bezpiecznie osadzony

8 kwietnia 1804 roku

Jesteśmy przy pomniku Konstantyna. Zostawmy bazylikę po lewej i wejdźmy pięknymi schodami Berniniego. Oto na początek Sala Królewska, czy raczej westybul Kaplicy Sykstyńskiej i Paulińskiej. Zdobią ją freski większej lub mniejszej miary, różnych mistrzów. Najlepszy zdał mi się „Wjazd Papieża Grzegorza II do Rzymu” Vasariego. Kaplica Sykstyńska zawdzięcza swoją sławę wielkiemu imieniu Michała Anioła. Stworzył on jedno z najbardziej zadziwiających dzieł, jakie malarstwo stworzyć mogło: „Sąd Ostateczny”. Cóż za mroczną i gigantyczną wyobraźnię trzeba było mieć, by namalować takie niespotykane sceny! Wypełniają one całe wnętrze kaplicy. Jakaś grupa Aniołków gra na trąbce, umarli powstają z martwych, Chrystus stoi pośrodku. Jego figura, jakkolwiek szlachetna, nie podoba mi się. Nie tak wyobrażam sobie Boga Dobroci. Prawą ręką zaprasza swych wybrańców, lewą odpycha potępieńców, spojrzeniem strącając w czeluści piekieł. Nieszczęśnicy spadają tłumnie i mieszają się z demonami, a Ci ostatni radują się ze swych straszliwych zdobyczy. Nie mogę wprost pojąć, skąd artysta czerpał wzory do postaci demonów. Zaiste, są piekielne. By dopełnić swej ekstrawagancji, wsadził tam jeszcze barkę Charona i pomieszał piekło pogańskie z czernią swych własnych piekielnych wyobrażeń. Bądź co bądź to dzieło jest na równi uczone, co oryginalne i – odpychające. W rysunku Michała Anioła jest tyle perfekcji, że wszyscy późniejsi artyści brali go jako główny obiekt swych studiów. Sklepienie ze scenami z Historii Zbawienia to również piękne dzieło Michała Anioła, choć bardzo uszkodzone. Dopiero co stworzona Ewa adoruje Stwórcę. Jej figura jest pełna gracji. A Adam siedząc, wpatruje się w niebo. Obie te postaci bardzo mi się podobają.

Kaplica Paulińska, cała czarna od dymu świec, nie pokazuje niczego godnego uwagi. By móc dobrze ją ocenić, trzeba ją zobaczyć w Wielki Czwartek podczas wystawienia Najświętszego Sakramentu. Wtedy jest najpiękniejsza i jedyna w swoim rodzaju.

Sala Książęca ma piękne sklepienie zdobione arabeskami pędzla Wawrzyńca z Bolonii i Rafaellina z Reggio, całość w stylu Stancji Rafaela. A oto i one same: Stanze Rafaela. Obiekt godny wszelkich pochwał. Każdy, kto ma pojęcie o malarstwie, zachwyci się tym dziełem. Mówią, że szkice wszystkich malunków stworzył sam Rafael. Samodzielnie wykonał freski z pierwszego sklepienia i namalował „Ostatnią wieczerzę”. Wszystko po to, by jego uczniowie mogli dostosować ton i kolorystykę do dzieł swego mistrza. Wzorując się na nim, wykonali swe części doskonale. Pierwszy z małych obrazów jest wprost arcydziełem. Stwórca rozpoczyna swe dzieło stworzenia. Widać go, jak unosi się w powietrzu na chmurze chaosu. Jego wszechmocne ręce rozdzielają światłość od ciemności. Cóż za siła, majestat, zadziwiająca potęga! O Rafaelu, jakże to uczyniłeś? Zmieściłeś na tym kawałku przestrzeni wielkość, która wypełnić by mogła całą kopułę bazyliki. Kontemplując tę boską postać, można odnieść wrażenie, że „oryginał”, będący dla niej „modelem”, mógłby absolutnie wypełnić świat caluśki!

Freski Rafaela w Muzeach Watykańskich

Przejdź teraz dalej i zatrzymuj się po kolei przed każdym łukiem sklepienia. Przyjrzyj się dobrze każdemu obrazowi, każdemu pilastrowi. Wszystkie one są takimi pięknościami, że całość wepół niemożliwą jest do opisania. Poświęć kilka chwil „Ostatniej wieczerzy”. Zda się, jakoby Rafael ukończył ją zaledwie wczoraj, tyle w niej kolorytu i świeżości.

A teraz dobrze patrzysz w stronę drzwi. Ach, Twa niecierpliwość jest usprawiedliwiona. Za nimi są właściwe Stanze Watykańskie! Tyleż podziwiane, opisywane, kopiowane i wciąż niedające się opisać, niedające się skopiować, ponad wszelkie pochwały. Pierwsza to „Sala Konstantyna”. Nie dane było Rafaelowi jej ukończyć. Śmierć zadała mu cios, gdy miał 36 lat i położyła kres jego pracom. Namalował tutaj jedynie głowę Papieża Leona I i dwie figury – Łagodności i Sprawiedliwości. Reszta, wszystko w formie fresków, to dzieło jego uczniów, zwłaszcza Giulia Romana, który samodzielnie wykonał słynną „Bitwę Konstantyna z Maksencjuszem”. Bliski jest w tym bezmiernym dziele swemu mistrzowi. Nieopisana wielkość i ogromna liczba postaci nie ujmują w niczym wielce uczonej doskonałości rysunku, dobremu rozplanowaniu i prawdziwości kolorytu.

Szkoła Ateńska

Kolejna Stanza i dwie następne jeszcze są w całości dziełem Rafaela: oto wprzódy profanator Świątyni Jerozolimskiej, Heliodor, przewrócony przez Anioła i uderzany przez kolejnego. Są oni pod ludzką postacią, ale znać, że niebiańskie jest ich pochodzenie. W głębi świątyni wielki kaznodzieja Onais, Lewici oraz lud wiernych składają Bogu dzięki za zesłanie anielskiej pomocy. Perspektywa w przedstawieniu architektury oraz gra świateł w głębi jest niesłychanie piękna. Na pierwszym planie natomiast znajduje się Papież Juliusz II, który bez wątpienia sceny tej świadkiem być nie mógł. Mogło mu się to jedynie przyśnić. Vis-à-vis Attyla na czele Hunów właśnie splądrował Rzym i cofa się przerażony na widok boskich obrońców miasta, a Papież Leon zbliża się do niego z grupą księży i zda mi się, jakby ogarniał Attylę wzrokiem pełnym dobroci i przebaczenia. Wysublimowany efekt w tym obrazie pochodzi z kontrastu zastosowanego przez artystę. Po stronie Hunów wszystko jest w nieładzie, zamęcie i pomieszaniu. Attyla drży ze strachu, jego przerażeni wojownicy ledwo są w stanie jeszcze walczyć. W dali reszta armii już ucieka poprzez pożogę. Podpalone wsie ukazują drogę przemarszu uzurpatorów. Druga strona obrazu jest cicha i spokojna. Taka jak religia, którą wyznają. Taka jak to Niebo, w które wierzą. Nawet ich konie zniżają wolno głowy, jakby wiedziały, że niosą na swych grzbietach ludzi pokoju. W dali, po tej samej stronie, jest Koloseum i antyczne zabudowania Rzymu, którym Kościół zapewnia trwanie…

Rafael, Spotkanie papieża Leona I Wielkiego z Attylą

A teraz przypatrz się bacznie tej żelaznej kracie. Zamykasz oczy i widzisz oślepiającą jasność – pochodzi ona z nieskończonego geniuszu Rafaela. To Anioł przybył zbudzić św. Piotra, który leży zakuty w łańcuchy w czarnej celi więzienia. Spał snem sprawiedliwego między dwoma strażnikami. Oni również zasnęli. Po obu stronach fresku znajdują się schody więzienia, a strażnicy śpią na stopniach. Księżyc w nowiu oświetla ciemności nocy. Po lewej jeden z pilnujących, spostrzegłszy dziwną jasność w celi, zapala pochodnię i budzi pozostałych. Oni natomiast zaspani zasłaniają oczy przed światłem pochodni, które odbijając się od ich zbroi, oślepia ich jeszcze bardziej. Po prawej cała kompozycja to sen i odpoczynek. Księżyc i nadprzyrodzone światło anielskie oświetlają dwóch głęboko uśpionych żołnierzy. Anioł już prowadzi św. Piotra za rękę. Te trzy rodzaje światła tworzą wespół zadziwiający efekt, choć każdą część fresku ogląda się osobno. W opinii wszystkich koneserów obraz ten jest najwspanialszym wytworem ludzkiego geniuszu, bez wątpienia jednym z pierwszych arcydzieł sztuki. Spotkałam takich znawców wielu i wszyscy byli wprost oniemiali z zachwytu nad tym prawdziwie niebiańskim światłem, jakie bije od Anioła, oraz prawdziwością i naturalnością ujęcia pozostałych źródeł światła. Nawet moja pokojówka,
młoda i prosta do granic osóbka, którą przyprowadziłam przed ten obraz, po chwili kontemplacji
z niemym zadziwieniem na moje pytanie, co myśli o tym dziele, odpowiedziała: „Och, to piękne światło, które otacza Anioła, proszę pani, nie wiem, co to jest, ale te pozostałe to księżyc i pochodnia”. Wtedy pomyślałam, że ta pochwała umysłu prostego wartościowsza jest niż wszystkie inne.
I może być, że sam Rafael nie byłby z niej niezadowolony.

Rafael, Uwolnienie św. Piotra

Czwarty obraz to „Cud w Bolseno”, na którym ksiądz odprawiający mszę i ośmielający się wątpić w obecność Chrystusa w Hostii spostrzega na niej Bożą krew. Przerażenie, zmieszanie i skrucha jawią się wespół na jego przygnębionej fizjonomii. Znać, że poniżony. Natomiast zadziwienie i podziw innych uczestników, pobożna cześć Papieża Juliusza II, który mszy tej wysłuchuje, są wyśmienite. Cały fresk jest lepiej zachowany od pozostałych i może dlatego świeżość kolorów i uroda postaci bardziej przypadły mi do gustu niż reszta.


W trzeciej Stanzy pierwsza rzecz, która Cię zafrapuje i zatrzyma Twą uwagę na dłużej, to słynna „Szkoła Ateńska”. Jej postaci, wszystkie piękne i tak prawdziwe, z tak różnymi charakterami, służą już od dawna jako modele i będą służyć jeszcze długo każdemu, kto tylko będzie chciał się nauczyć dobrego rysunku. Wielu filozofom nadał Rafael cechy swych najlepszych przyjaciół, a siebie samego umieścił obok swego mistrza Perugina. Trzeba mu za to podziękować. To prawie tak, jakby się nieco poznało jego samego. Jego głowa, tak fascynująca, w której nieskończona wyobraźnia tworzyła tyle arcydzieł, łatwo zapada w pamięć. Już jej nie zapomnę. Mam ją tak mocno przed oczyma, że wierzę, iżbym zdolna była narysować jego portret z pamięci.


Zatrzymaj się w kontemplacji nad „Dysputą o najświętszym sakramencie”, gdzie poświęcona Hostia adorowana jest przez Ojców Kościoła. To piękna kompozycja. I tyle postaci, które – podobnie jak w Szkole Ateńskiej – stanowią ABC malarstwa. Mamy tu głowę Dantego, tak często kopiowaną, a tak brzydką jednocześnie, choć nie pozbawioną duchowości.


W kolejnym pięknym fresku, nazywanym „Parnas”, przedstawił Rafael Apollona i Muzy w otoczeniu najlepszych poetów antycznej i współczesnej Italii.   tam umieścił, przy Wergiliuszu i Homerze. Apollon zdaje się natchniony śpiewem. Na kolejnej ścianie mamy alegorie cnót: Umiarkowanie, Roztropność i Męstwo. Tylko Rafael mógł je przedstawić w ten sposób. Są szlachetne, proste i piękne. W medalionach powyżej namalował jeszcze cztery inne: „Filozofię” medytującą nad sensem życia i śmierci, „Teologię” marzącą o sekretach Niebios, „Poezję” przyzywającą natchnienie i „Sprawiedliwość” z mieczem w jednej i wagą w drugiej ręce

Fragmenty fresków Rafaela

Czwarta i ostatnia Stanza to wprzódy „Zwycięstwo Leona IV nad Saracenami w Ostii”. Vis-à-vis ten sam papież koronuje Karola Wielkiego. Na ścianie okiennej znów on, przysięga na Ewangelię o swej niewinności w obliczu rzucanych oszczerstw. Ostatni z obrazów jest jednym z najlepszych dzieł Rafaela, jednym z najlepszych dzieł na świecie. To „Pożar Borgo”. Elokwentne pióro markiza Dupaty’ego próbowało go opisać. Zarzucono mu za dużo emfazy  w stylu. Nie do mnie należy krytyka być może zbyt żarliwych wytworów wyobraźni pisarza, oddalających opis dzieła od oryginału. Kiedym go czytała, podobał mi się. I Tobie polecam również tę lekturę. Ja, opowiadając Ci głębiej o opisie „Pożaru” zrobionym przez tego łaskawego pisarza i wchodząc w jego detale, mogłabym niechybnie zepsuć Ci całą przyjemność. Powiem Ci jedynie, że dzieło to podziwiam najwięcej ze wszystkich obejrzanych dzieł w Stanzach, tuż za „Świętym Piotrem w więzieniu”. I wyznam Ci jeszcze, iż nie bez wzruszeń spoglądam na tego dobrego syna, za którym podąża jego dziecko, a on sam unosi swego starego ojca, ratując go przed ogniem. A ta kobieta, co padła na kolana i wzywa żarliwie Boga, w imieniu którego Namiestnik Chrystusowy błogosławi przerażony lud… Prawdziwych dreszczy doświadczam na widok tej zrozpaczonej matki, która już objęta płomieniami zmuszona jest wyrzucić przez okno swe dziecię w pieluszkach… I tego mężczyznę, który wyciąga ręce, by je pochwycić. W jego mięśniach rysuje się napięcie – jakie skupienie na celu! Żeby dziecię pochwycić, nie pozwolić mu upaść. Jest bez wątpienia jego ojcem! Jaka realność ekspresji tych wszystkich postaci. Jakie ich przerażenie. Nie można się napatrzeć całemu temu pięknemu obrazowi i każdemu detalowi z osobna. Sklepienie tej Stanzy jest w całości mizernym dziełem Perugina. Rafael nie chciał nic tu zmieniać przez wzgląd na swój uczniowski doń szacunek. W kolejnej sali mamy te urocze „Planety” Rafaela, z których pozostały nam jedynie ryciny, bo samo dzieło jest już zupełnie niewidoczne. Światłocienie zdobiące Stanze, malowane przez Polydora de Caravaggio są bardzo zacne. I chętnie by je podziwiano w towarzystwie pozostałych wielkich arcydzieł, gdyby nie ucierpiały tak szalenie na skutek wandalicznych zachowań żołnierzy niemieckich i neapolitańskich. A jeszcze bardziej przez niepojętą lekkomyślność innych malarzy, którzy chcąc je skopiować niszczą te dzieła każdego dnia. Lecz nie mówmy już o tym, to zbyt bolesne!

Rafael, Pożar Bogo

Biblioteka, godny owoc pracy wielu papieży i tyluż wielkich uczonych, ucierpiała wielce podczas Rewolucji. Duża część cennych manuskryptów zabrana została do Paryża. Te, które pozostały, szczęśliwym zbiegiem okoliczności odebrano francuskim najeźdźcom i neapolitańskim grabieżcom. Między innymi „Żywot Księcia Urbino” z pięknymi rycinami Giulii Clovio – są najpiękniejsze, jakiem
widziała z tego gatunku. Jest też Terencjusz z V wieku i oryginalne listy Lutra…

Wielka sala, zbudowana przez Sykstusa V na podstawie projektów Fontany, jest zdobiona pięknymi freskami przedstawiającymi wielkie biblioteki i ogromne konsylia. Są tam dwa duże stoły z granitu orientalnego o rzeźbionych w brązie piedestałach. Zostały zniszczone częściowo przez Neapolitańczyków, którzy wyrwali ze stołów tych wiele części. Plądrując Rzym, Francuzi przynajmniej wzbogacili swą ojczyznę tym, co zabrali z Italii, a Neapolitańczycy niszczyli tylko po to, by niszczyć. Wiele cennych manuskryptów zabrali jedynie przez wzgląd na ich cenne szycia. Gdy powyrywali z nich cenne nici, księgi rzucali, gdzie popadnie. Wiele z zacnych dzieł znalezionych w ten sposób na ulicach Rzymu zebrano i oddano Bibliotece Watykańskiej. Czyż można posunąć się bardziej w grabieżach i ignorancji? Mamy tu jeszcze piękną alabastrową kolumnę i kalendarz grecki z figurami świętych. W galeriach ładna kolekcja waz etruskich.

W kolejnych salach są zabytki z czasów antycznego chrześcijaństwa oraz kolekcja rycin zebrana przez ostatniego papieża. Wreszcie Sala Papirusów. Piękny sufit sprawia, że jest to najciekawsza ze wszystkich pozostałych sal. To dzieło Mengsów. Zbliżyło ich ono do grona największych artystów. Pośrodku bóstwo – najpiękniejsze z bóstw – zanosi Nauce archiwa historii, a ona, oparta o Czas, pisze. Przed nią Przeszłość i Teraźniejszość pod postacią prastarego bożka Janusa. Sama bogini nauki jest pięknie oddana, to w rzeczy samej przyjazna nauka. Chwała gra na trąbce…

A w dali korytarza już widzimy otwarte Muzeum. Bardzo to kuszące, by tam wejść, nieprawdaż? Ale na dziś byłoby to zbyt wiele. Do jutra, moje drogie dziecko. Popatrz jeszcze chwilę na tego wspaniałego Mojżesza – trzyma tablice z przykazaniami. Właśnie rozmawiał z Bogiem Wszechmogącym. Dlatego
tak wygląda. Popatrz na te śliczne dzieciątka bawiące się z ptakami. Żadna inna sala nie ma tyle świeżości i elegancji co Sala Papirusów.

Dobranoc. Jutro spotykamy się w Muzeum.

 

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Ut elit tellus, luctus nec ullamcorper mattis, pulvinar dapibus leo.