Waleria Tarnowska
Zapomniana Kronikarka Czasów Minionych

Hrabina Waleria jest dziś postacią ogólnie zapomnianą. Wspomina się o niej mimochodem, jako o „współtwórczyni Kolekcji Dzikowskiej”. Kropka.

To bardzo mało, jak na osobę tej rangi. I nie chodzi tu o „rangę” rozumianą w sensie pochodzenia, tylko o to coś”, co odróżnia ją od całej rzeszy arystokratów jej epoki.

I to „coś” odsłaniają jej Dzienniki.
Pokazują, jaka była, co kochała, czym się zajmowała, jak traktowała życie, ludzi, Boga… Jak wielkiej głębi była człowiekiem!

Odczytując jej Dzienniki, karta po karcie, miesiąc po miesiącu, rok po roku dostrzec można, że wątki z jej życia, jakie warto poruszyć i przedstawić szerszemu gronu odbiorców mnożą się bez końca.

Do tej postaci można wracać, wciąż i wciąż, i stale będzie się miało wrażenie, że nie odkryło się jej jeszcze całkowicie.

W bardzo ogólnych słowach, Waleria Tarnowska to wspaniała, kochająca żona, czuła, oddana matka – dla własnych i przybranych dzieci, głęboko i autentycznie wierząca w Boga, miłośniczka sztuki pod każdą postacią i wszystkiego, co piękne, uzdolniona malarka, patriotka, podróżniczka, filantropka, o szerokim kręgu znajomych z europejskich salonów, a jednak kochająca ponad wszystko wiejskie życie i Dzików.

O każdym z tych wątków postaram się na tych stronach opowiedzieć, bazując przede wszystkim na jej Dziennikach i tym, co prawie przez 40 lat w nich zapisywała.

A ponieważ zapiski te mają tutaj kluczowe znaczenie mam nadzieję, że Waleria zostanie odkryta przede wszystkim jako

KRONIKARKA CZASÓW MINIONYCH.

Czasy minione” hrabiny Walerii Tarnowskiej to na tle europejskim kolorowa i bogata pod każdym względem „epoka napoleońska”, mająca swe źródło w Wielkiej Rewolucji Francuskiej, oraz wszelkie z nią związane zawirowania polityczno-militarne, do jakich hrabina często w tych Dziennikach się odnosi. W jej zapiskach wybrzmiewa echo Wielkiej Rewolucji Francuskiej z 1789 roku, egzekucji Ludwika XVI i Marii Antoniny, prześladowań francuskich arystokratów, którzy nawet w pałacu jej ojca, w odległym Horochowie, znajdowali schronienie, uchodząc z ojczyzny. Kolejno, szeroko komentowane jest pojawienie się na arenie europejskiej młodego Napoleona Bonaparte, jego kampanie włoskie, egipskie i europejskie, czasy Konsulatu oraz I Cesarstwa, i wreszcie po latach wojen – jego upadek. Dla Polski to wzniosłe czasy uchwalenia Konstytucji 3 maja z 1791 roku, Insurekcji Kościuszkowskiej z 1794, a potem rozpaczliwy podział ziem polskich między trzy mocarstwa: Prusy, Rosję i Austrię, po którym mieszkańcy majątku państwa Stroynowskich znaleźli się w granicach Cesarstwa Rosyjskiego, i tak jak mieszkańcy wszystkich podzielonych ziem polskich doznawali głębokiego ucisku od zaborców.

Hrabina Waleria Tarnowska ze Stroynowskich urodziła się 9 grudnia 1782 roku w miejscowości Bubnów nieopodal Horochowia, na dzisiejszej Ukrainie. Pośród żyznych i ukochanych przez nią ziem wołyńskich stał pałac jej ojca, wojewody buskiego, Waleriana Stroynowskiego. Często spotkamy go na kartach jej dzienników. Córka kochała go miłością wielką i darzyła nieskończonym szacunkiem. Był człowiekiem przedsiębiorczym, z żyłką do interesów, stąd szybko zdobył duży majątek. Uchodził za jednego z najbogatszych ludzi na Wołyniu. Specjalizował się w zagadnieniach prawniczych, będąc bardzo uznanym radcą prawnym. Nawet starsi państwo Tarnowscy (teściowie Walerii) wyznaczyli go w 1806 roku jako osobę odpowiedzialną pod względem prawnym i formalnym za podział ich majątku i scedowanie dóbr na dzieci. W 1780 roku poślubił wdowę, Aleksandrę Jełowiecką, z domu Tarnowską, pochodzącą z innej gałęzi rodu Tarnowskich.

Walerian Stroynowski

Walerian Stroynowski, (1759-1834)

żródło https://pl.wikipedia.org/wiki/Walerian_Stroynowski

Państwo Stroynowscy mieli tylko jedną córkę – Walerię – i do jej wychowania przykładali szczególną troskę. Miała ona zapewnioną najlepszą edukację, uczyła się języków antycznych, romańskich, malarstwa, rysunku, historii, literatury. Jej wiedza i oczytanie były ogromne. Liczni arystokraci francuscy uciekający przed prześladowaniami Rewolucji, znajdowali schronienie w pałacu jej ojca, więc Waleria dorastała w duchu francuskim i takie idee przyjmowała. Mówiła na co dzień po francusku, czytała Woltera, Racina, Rousseau; interesowała się aktualnymi wydarzeniami politycznymi.

Pałac w Horochowie

Pałac w Horochowie, czasy I wojny światowej

źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Pałac_w_Horochowie

Pałac w Horochowie, wybudowany przez Waleriana Stroynowskiego pod koniec XVIII wieku w stylu Ludwika XVI i Empire, był pełen przepychu. Młodą Walerię uczono jednak skromności: w dziennikach swych wspomina, że miała zaledwie dwie suknie perkalowe na lato i dwie muślinowe od wielkiej parady, a jej pokój urządzono z nadzwyczajną prostotą. We wspomnieniach hrabiny uderza również głęboki i nieudawany szacunek dla rodziców, później też dla teściów, graniczący wręcz z nabożną czcią, oraz wielki autentyzm wiary w Boga, która stawała się głębsza wraz przeżywanymi doświadczeniami życiowymi. W dziennikach co rusz znajdujemy liczne zwroty do „Najwyższego”, różne osobiste modlitwy i przemyślenia religijne, podziękowania, prośby, zachwyty. Wszystko wraca do Boga Wszechmogącego. Są to przepiękne, poruszające – zwłaszcza w perspektywie jej późniejszych bolesnych doświadczeń – wręcz poetyckie fragmenty, które zamknąć można jednym prostym określeniem Twoja Święta Wola, nie moja”.

Swojego przyszłego męża, Jana Feliksa Tarnowskiego z Dzikowa, spotkała w Warszawie, 26 lutego 1799 roku (pamiętniki Walerii odnotowują wszelkie daty i rocznice). Ona dziwiła się później niezmiernie, cóż takiego on mógł w niej wtedy zobaczyć i opowiada, że była przecież ubrana cała na czarno, w żałobie po jakiejś ciotce i nie miała śmiałości przemówić do niego ani słowa. On tego dnia był również w czarnym, wytwornym stroju, równie nieśmiały jak ona. Więc stali tacy czarni naprzeciw siebie i… zakochali się w sobie najpiękniej jak tylko można, choć spotkanie obojga młodych zaaranżowane było przez słynnego już wówczas wuja Jana Feliksa, Tadeusza Czackiego, założyciela znakomitego Liceum Krzemienieckiego. To on kierował wszechstronną edukacją chłopca, kształtując go na wielkiego erudytę, przyszłego historyka, bibliofila, kolekcjonera sztuki, tłumacza, fundatora słynnej Kolekcji Dzikowskiej. Waleria pisała, że w jego radosnych oczach dostrzegła dobroć i skromność. Po pełnym tęsknoty i wyczekiwania czasie zaręczyn (przebywali z dala od siebie i nieczęsto się widywali), wzięli ślub 7 września 1800 roku.

Jan_Feliks_Tarnowski

Jan Feliks Tarnowski (1777-1842)

Po ślubie zamieszkali w Dzikowie (od czasu do czasu przebywając także w dworku w Trześni), choć i jedni i drudzy rodzice chcieli ich mieć przy sobie. 11 października 1801 roku na świat przyszedł ich syn Kazimierz, a 24 stycznia 1803 roku córka Rozalia. Nie mamy zapisków z tamtych czasów, ale nietrudno sobie wyobrazić szczęście, jakie musiało panować wtedy w Dzikowskim Zamku. Wielokrotnie zastanawiałam się, jaka byłaby dalsza historia hrabiny i całej rodziny Tarnowskich, gdyby właśnie wtedy ciemne chmury nie nadeszły nad Dzików… Śmierć zapukała do drzwi dziecinnego pokoju. Po krótkiej i gwałtownej chorobie, w marcu 1803 roku zmarł mały Kazio.

Zamek w Dzikowie

Zamek w Dzikowie

Hrabina wspominała potem ten czas tak:

Rzym, 4 marca 1804 roku.
Ach niestety! Dziś przebył rok! Dni mego szczęścia doskonałego! Były imieniny Kazimierza. Trzymałam go na kolanach, a ciebie przy piersi… Trzy dni później już go nie było. Och, Rozalio, oto żywot człowieczy. Dziś szczęście, jutro rozpacz!

Z zapisków rodzinnych wynika, że młoda hrabina popadła w wielką rozpacz. Mała Rozalka miała wtedy niespełna 2 miesiące. To na nią młoda matka przelała cała swą miłość, opiekując się dzieckiem ze wzmożoną troską. Można przypuszczać, że obie były do siebie bardzo przywiązane.
W tym czasie ojciec Walerii, dla podratowania swojego zdrowia, planował udać się do Włoch, a potem do Francji. Nalegał, trochę samolubnie, wiedząc, że córka spełni każde jego życzenie, a trochę też mając na względzie jej dobro, by młodzi pojechali razem z nim. Nie dowiemy się już, jakie były faktyczne przyczyny podjęcia przez Walerię decyzji o wyjeździe, domyślać się możemy natomiast, że podróż ta dostarczyła jej mnóstwa nowych wrażeń i była wyśmienitą okazją do odzyskania równowagi psychicznej i zerwania z żałobnym udręczeniem.
Przygotowania do wyjazdu zaczęli dużo wcześniej i na początku października 1803 roku wyruszyli w wielką podróż, przez Tarnów, Kraków, Wiedeń oraz Przełęcz Brenneńską do Włoch.

Przełęcz Brenner - XIX wiek

Przełęcz Brenner - XIX wiek

źródło: https://www.mutualart.com

Podczas tej wyprawy hrabina na bieżąco pisała dziennik z podróży, „Mes voyages” zadedykowany pozostawionej w Dzikowie 9-miesięcznej córeczce Rozalii. Są to dwa oprawione w skórę zeszyty, o pozłacanych brzegach kartek, wypełnione eleganckim francuskim pismem. Dziennik ten jest fascynujący z dwóch powodów. Po pierwsze, hrabina wybitnie opisywała w nim wszystko, co widziała: zwiedzane miejsca, poznanych ludzi, krajobrazy, zabytki, dzieła sztuki, galerie, artystów i arystokratów. Nie jest to jednak suchy opis. Waleria wszystko bowiem chłonie całą sobą, potem to przetwarza i przepuszcza przez swoją wielką wrażliwość, a dopiero na koniec notuje. To niespotykany i nieporównywalny do znanych dotychczas XIX-wiecznych relacji z podróży, opis tamtego czarującego świata.

Jest w nim Papież Pius VII, Letycja Bonaparte, matka Napoleona, księżna Borghese, Król i Królowa Neapolu, mistrz Canova, Angelika Kauffman… i wiele, wiele innych. Druga rzecz, to nieustanne, ciągłe i niezmiennie powracanie w tym pamiętniku do córeczki Rozalii. Każdy wpis, każda myśl, każde przeżyte zdarzenie, każde widziane dzieło sztuki – wszystko to poprzedzane jest najczulszym „Moja Kochana Rozalio” albo „Dziecko moje najukochańsze”. Tak zaczyna się również pierwszy akapit:

Tarnów, 5 października 1803.
Moja Rozalio, dziecko moje najdroższe, opuściłam cię! Ty wszakże nie czujesz jeszcze mojej nieobecności! Lecz jakże ja twoją odczuwam! Pewnego dnia twe młode serce mnie usłyszy, odpowie mi… Teraz jednak, podróżując, będę spisywała tu dla Ciebie wszystko, co będzie mnie zajmować. A kiedy będziesz mogła to przeczytać, zobaczysz być może z niemałym zadowoleniem, że matka twa w myślach miała zawsze i przede wszystkim ciebie – moja jedyna na ziemi nadziejo!

Im dalej od Dzikowa, tym bardziej hrabina tęskni i martwi się o córkę, co każe przypuszczać, że sama dobrowolnie i bez nacisków, nigdy w tę podróż by się nie wybrała!

24 października.
Moje kochane dziecko, dzisiejszy dzień zaczęłam od modlitwy za ciebie! Niech Najwyższy raczy mnie wysłuchać. Niech uczyni mi tę łaskę i zachowa od złego moją jedyną przyszłość, moje jedyne dziecko, moją Rozalię.

Z czasem wpisy stają się coraz bardziej „tragiczne”:

Salzburg, 29 października.
Na cmentarzu przy kościele Św. Sebastiana dostrzegłam grób dziecka o imieniu Rozalia. Całe serce moje ścisnęło się na ten widok. „Boże mój Miłosierny, zlituj się!” – krzyknęłam. Jakże to było głęboko przejmujące wrażenie. Nie mogę przestać płakać. Wyjeżdżamy dalej, żegnaj moja kochana.

We Włoszech tęsknota przybiera nieco łagodniejszy ton, ale w dalszym ciągu widzimy ogromne zamartwianie się i strach o życie córki. Często zamiast cieszyć się urokami podróży, hrabina wyczekuje tęsknie na listy z Dzikowa i wręcz nie przerywa kontaktu myślowego z Rozalką. Wzruszają piękne matczyne życzenia noworoczne zamieszczone w pamiętniku:

Neapol, 1 stycznia 1804.
Moje ukochane dziecko, życzę Ci Szczęśliwego Nowego Roku! Jest on pierwszym, którego początku doświadczasz. Niech ten rok i kolejne lata upływają tobie długo i szczęśliwie. Niech rodzice twoi umilają ci dzieciństwo a przyszłość wypełnią samą szczęśliwością. Niech cnotliwy małżonek rozjaśni twą młodość i poprowadzi cię przez życie. Niech dzieci twe dodadzą słodyczy dniom twej starości. Bądź moja Rozalio, najszczęśliwszą z panien, najszczęśliwszą z żon, najszczęśliwszą z matek, i wreszcie ponad wszystko najcnotliwszą z kobiet.

9 stycznia.
Przychodzę się do ciebie poskarżyć, moja Rozalio. Przebyłam dziś wielce smutną noc. Twój ojciec miał bardzo dużą gorączkę, a ja jeszcze większą niż on – ze strachu o niego, ze strachu przed jaką chorobą. Szczęśliwie, dziś ma się lepiej. Żywię nadzieję, że to tylko przelotne zaziębienie. Całą tę noc jednakże rozprawiał o tobie! Jak wielce kocham myśl o tym, że kiedyś wypełnisz jego serce, tak czułe, i że twoje jemu odpowie!

10 stycznia.
Tata ma się lepiej, kochanie! Niebiosom niech będą dzięki za baczenie na moje łzy! Modliłam się gorąco, by się nad tobą i nade mną zlitowały. Bo oto też już dwie poczty przybyły, a brak wieści z Dzikowa. Nic o tobie. Jakiż mój niepokój i niecierpliwość – oceń sama.

Gdy hrabina opisuje Bazylikę św. Piotra, robi to tak, jakby Rozalia z nią tam była: „Chodź ze mną, poprowadzę cię za rękę i to szczęście absolutne doda mi odwagi. Chodź…”.

Tragizmu całej historii dodaje fakt, że Rozalka niestety zmarła zanim Waleria zdążyła wrócić z podróży – było to 4 kwietnia 1804 roku. Pamiętnik kończy się słowami: –

„Więc wracam do miejsc, gdzie ciebie już nie ma lub raczej mnie tam ciągną…”

Rozpaczy nie ma końca…

Długo szukałam informacji, na jaką chorobę zmarły dzieci hrabiny. Dopiero po przewertowaniu kilku pierwszych tomów „dzikowskiego dziennika” hrabiny dowiedziałam się, że oboje zmarli na krup. W obu przypadkach choroba była krótka i gwałtowna.
Wiele też razy wyobrażałam sobie, jak musiał wyglądać powrót hrabiny do Dzikowa. Nie znajdujemy nigdzie bezpośrednich zapisków z tego czasu, ale musiał głęboko wyryć się w jej pamięci, zmieniając już na zawsze jej życie, patrzenie na świat i dalsze losy. W późniejszych pamiętnikach hrabina bardzo często wraca do tych momentów:

Rano byłam w kościele i wchodząc tam, gdzie spoczywają ciała moich dzieci wspominałam dni, kiedy zamykałam nad nimi wrota ich grobów. Z sercem ściśniętym bólem posyłam im zawsze przez te wrota najczulsze matczyne pocałunki. Wszak to tam, do tej ciemnej grobowej krypty, poszła cała moja miłość, wszystkie moje starania, znoszone cierpienia – tam, by ją wypełnić na zawsze. To straszne, Boże mój, Ty widzisz, że moje serce poddaje się całe Twej Świętej Woli. Pociechą moją jest to, że mogę duszę moją i życie moje zawierzyć Tobie. Ta myśl przynosi ukojenie mej zbolałej i wzburzonej duszy. Wierzę jednak, że moje dzieci nie są wcale w tej krypcie. Nie ona jest im przeznaczona. Są już u Ciebie.

Właśnie w tym momencie życia, 22-letnia hrabina zaczyna prowadzić swój osobisty dziennik (1804-1838) zatytułowany „Mon Journal”.