You are currently viewing Losy dziennika „Mes voyages 1803-1804”

Losy dziennika „Mes voyages 1803-1804”

opisane przez prawnuka autorki, profesora Jerzego Mycielskiego, we francuskim czasopiśmie La Revue de Pologne.

Dziennik hrabiny Tarnowskiej prezentowany poniżej jest moją cenną pamiątką rodzinną. Pozwalam sobie podzielić się nią z czytelnikami francuskimi, z narodem, który przez wieki był naszym sojusznikiem i przyjacielem. Być może znajdą oni przyjemność w poznaniu tego fragmentu kultury polskiej, tym bardziej że pamiętnik komentuje wielkie wydarzenia historyczne czasów napoleońskich: Konsulat i I Cesarstwo. Moja prababka pisała go, mając 21 lat, podczas swojej podróży do Włoch, skrupulatnie, dzień po dniu, w języku, w którym ją wychowywano, czyli po francusku. Są to dwa podłużne zeszyty o pozłacanych brzegach kartek, zapisane ciasno pięknym, delikatnym i regularnym charakterem pisma. Pomimo licznych trudów podróży – opowiadanie nie jest nigdy przerywane.

Waleria Stroynowska, urodziła się 9 grudnia 1782 roku a w 1799 poślubiła hrabiego Jana Feliksa Tarnowskiego, właściciela dóbr ziemskich, położonych nad Wisłą w okolicach Tarnobrzega, w centrum których znajdował się zamek Dzików. Wnuczka hrabiostwa, córka ich syna Jana i Gabrieli z Małachowskich, nosiła imię swej babki Waleria. Poślubiła ona w 1855 roku mojego ojca, hrabiego Franciszka Mycielskiego i do końca życia zachowała wręcz nabożny szacunek dla swojej wspaniałej babki, która pośród licznych wnuków, tę wnuczkę kochała niezmiernie i poświęcała jej szczególną uwagę. Opowiadała jej o swych podróżach, przyjaciołach, artystach i wydarzeniach historycznych, a przed śmiercią ofiarowała jej ten pamiętnik z podróży do Włoch, który matka moja przechowywała z największą troską aż do końca swych dni, ofiarowując mi go na łożu śmierci. To prawdziwy cud, że te dwa małe zeszyty przetrwały czasy pierwszej zawieruchy wielkiej wojny. W drugiej połowie września 1914 roku, wojska rosyjskie, nasz najbardziej znienawidzony nieprzyjaciel, natarły na Galicję. Przebywaliśmy wtedy z siostrą w naszych dobrach w Wiśniowej nad Wisłokiem, oczekując spokojnie na przybycie wojsk. 

Waleria Mycielska z Tarnowskich
Jerzy Mycielski

Zanim to się jednak stało, dowódca wycofującej się armii austriackiej, generał Auffenberg rozkazał nam bezzwłoczne opuszczenie naszej rodowej siedziby, grożąc nawet wyprowadzeniem siłą, gdyż miejsce to miało być decydującym, centralnym – i przez to najniebezpieczniejszym – punktem operacji zbrojnych. Moja matka miała wtedy 84 lata, jej życie wisiało na włosku, lecz trzeba nam było natychmiast wyjeżdżać automobilami i wozami w kierunku Węgier, poza linię obrony, przebiegającą przez Karpaty. Matka, na pół leżąc miała być transportowana autem. W ostatniej chwili, kiedy opuszczaliśmy pałac, wpadłem doń jeszcze w biegu, jakby niesiony jakimś przeczuciem. W salonie na pierwszym piętrze pożegnałem się ze wszystkimi rodzinnymi pamiątkami – i zabrałem najcenniejszą – dwa małe tomy pamiętników mojej prababki. Wrzuciłem je do torby i ruszyliśmy w drogę, w straszliwą podróż przez Karpaty aż do miasteczka Bardejów, potem udaliśmy się na zachód, przez Węgry, aż do posiadłości kuzynki mojej matki, hrabiny Esterhazy z Tarnowskich, mieszkającej niedaleko Pressbourga.

W trakcie tej podróży moja biedna matka wydała swe ostatnie tchnienie. Pozostawiony dom nasz rodzinny został splądrowany i zniszczony przez rosyjskich i kozackich żołnierzy. Wiele cennych obrazów, portretów rodzinnych, pięknych starych mebli, wszystkie zegary, biblioteka i archiwum rodzinne zostały zabrane lub spalone podczas zimy, która nadeszła niebawem. W pierwszych dniach maja 1915 roku, tuż po ofensywie niemieckiej, wojska rosyjskie opuściły Wiśniową. Przed zamkiem miała miejsce krwawa walka, w której poległo 100 Rosjan i 30 Niemców. Kiedy w początkach czerwca mój najmłodszy brat i siostra powrócili do naszej oswobodzonej posiadłości, zastali zamek bez drzwi i okien, całkowicie opustoszony, parter i kaplica przez całą zimę służyły jako stajnie dla rosyjskich koni, pełne nawozu i słomy. W miasteczku, w chłopskich chatach i wielu skrytkach odnaleźliśmy później kilka obrazów i mebli, lecz wszystkie rodzinne pamiątki zostały przez Rosjan rozgrabione, zniszczone lub spalone. Jedynie jedno z nich ocalało – pamiętniki hrabiny Walerii Tarnowskiej, którymi teraz się z Wami dzielę!

Jerzy Mycielski, Paryż 1924 rok

(tłum. z języka francuskiego)