opisane przez prawnuka autorki, profesora Jerzego Mycielskiego, we francuskim czasopiśmie La Revue de Pologne.
Dziennik hrabiny Tarnowskiej prezentowany poniżej jest moją cenną pamiątką rodzinną. Pozwalam sobie podzielić się nią z czytelnikami francuskimi, z narodem, który przez wieki był naszym sojusznikiem i przyjacielem. Być może znajdą oni przyjemność w poznaniu tego fragmentu kultury polskiej, tym bardziej że pamiętnik komentuje wielkie wydarzenia historyczne czasów napoleońskich: Konsulat i I Cesarstwo. Moja prababka pisała go, mając 21 lat, podczas swojej podróży do Włoch, skrupulatnie, dzień po dniu, w języku, w którym ją wychowywano, czyli po francusku. Są to dwa podłużne zeszyty o pozłacanych brzegach kartek, zapisane ciasno pięknym, delikatnym i regularnym charakterem pisma. Pomimo licznych trudów podróży – opowiadanie nie jest nigdy przerywane.
Waleria Stroynowska, urodziła się 9 grudnia 1782 roku a w 1799 poślubiła hrabiego Jana Feliksa Tarnowskiego, właściciela dóbr ziemskich, położonych nad Wisłą w okolicach Tarnobrzega, w centrum których znajdował się zamek Dzików. Wnuczka hrabiostwa, córka ich syna Jana i Gabrieli z Małachowskich, nosiła imię swej babki – Waleria. Poślubiła ona w 1855 roku mojego ojca, hrabiego Franciszka Mycielskiego i do końca życia zachowała wręcz nabożny szacunek dla swojej wspaniałej babki, która pośród licznych wnuków, tę wnuczkę kochała niezmiernie i poświęcała jej szczególną uwagę. Opowiadała jej o swych podróżach, przyjaciołach, artystach i wydarzeniach historycznych, a przed śmiercią ofiarowała jej ten pamiętnik z podróży do Włoch, który matka moja przechowywała z największą troską aż do końca swych dni, ofiarowując mi go na łożu śmierci. To prawdziwy cud, że te dwa małe zeszyty przetrwały czasy pierwszej zawieruchy wielkiej wojny. W drugiej połowie września 1914 roku, wojska rosyjskie, nasz najbardziej znienawidzony nieprzyjaciel, natarły na Galicję. Przebywaliśmy wtedy z siostrą w naszych dobrach w Wiśniowej nad Wisłokiem, oczekując spokojnie na przybycie wojsk.
![](http://waleria-tarnowska.pl/wp-content/uploads/2019/03/Waleria-Mycielska-z-Tarnowskich.jpg)
![](http://waleria-tarnowska.pl/wp-content/uploads/2019/03/Jerzy-Mycielski3.jpg)
Zanim to się jednak stało, dowódca wycofującej się armii austriackiej, generał Auffenberg rozkazał nam bezzwłoczne opuszczenie naszej rodowej siedziby, grożąc nawet wyprowadzeniem siłą, gdyż miejsce to miało być decydującym, centralnym – i przez to najniebezpieczniejszym – punktem operacji zbrojnych. Moja matka miała wtedy 84 lata, jej życie wisiało na włosku, lecz trzeba nam było natychmiast wyjeżdżać automobilami i wozami w kierunku Węgier, poza linię obrony, przebiegającą przez Karpaty. Matka, na pół leżąc miała być transportowana autem. W ostatniej chwili, kiedy opuszczaliśmy pałac, wpadłem doń jeszcze w biegu, jakby niesiony jakimś przeczuciem. W salonie na pierwszym piętrze pożegnałem się ze wszystkimi rodzinnymi pamiątkami – i zabrałem najcenniejszą – dwa małe tomy pamiętników mojej prababki. Wrzuciłem je do torby i ruszyliśmy w drogę, w straszliwą podróż przez Karpaty aż do miasteczka Bardejów, potem udaliśmy się na zachód, przez Węgry, aż do posiadłości kuzynki mojej matki, hrabiny Esterhazy z Tarnowskich, mieszkającej niedaleko Pressbourga.
W trakcie tej podróży moja biedna matka wydała swe ostatnie tchnienie. Pozostawiony dom nasz rodzinny został splądrowany i zniszczony przez rosyjskich i kozackich żołnierzy. Wiele cennych obrazów, portretów rodzinnych, pięknych starych mebli, wszystkie zegary, biblioteka i archiwum rodzinne zostały zabrane lub spalone podczas zimy, która nadeszła niebawem. W pierwszych dniach maja 1915 roku, tuż po ofensywie niemieckiej, wojska rosyjskie opuściły Wiśniową. Przed zamkiem miała miejsce krwawa walka, w której poległo 100 Rosjan i 30 Niemców. Kiedy w początkach czerwca mój najmłodszy brat i siostra powrócili do naszej oswobodzonej posiadłości, zastali zamek bez drzwi i okien, całkowicie opustoszony, parter i kaplica przez całą zimę służyły jako stajnie dla rosyjskich koni, pełne nawozu i słomy. W miasteczku, w chłopskich chatach i wielu skrytkach odnaleźliśmy później kilka obrazów i mebli, lecz wszystkie rodzinne pamiątki zostały przez Rosjan rozgrabione, zniszczone lub spalone. Jedynie jedno z nich ocalało – pamiętniki hrabiny Walerii Tarnowskiej, którymi teraz się z Wami dzielę!
Jerzy Mycielski, Paryż 1924 rok
(tłum. z języka francuskiego)