You are currently viewing Bohaterowie-Zdrajcy w Dzikowie – 1807 rok

Bohaterowie-Zdrajcy w Dzikowie – 1807 rok

Napoleon Bonaparte wraz ze swoją armią od kilku miesięcy przebywa na ziemiach polskich.  Nie trzeba powtarzać, jak wielkie żywiliśmy nadzieje z nim związane. Polski nie było na mapie Europy już od 12 lat. Pewnie dla ludzi tamtej epoki była to już wieczność. Szansa na konflikt zbrojny i odzyskanie kraju była w zasięgu ręki

Napoleon, świadomy naszej sytuacji, wystosował odezwę do Polaków, w której mówił, że musimy mu udowodnić, że jesteśmy godni jego pomocy.

W obliczu takiego dictum, kto tylko mógł dołączał do jego armii. Z pełną świadomością grożących za to konsekwencji ze strony państw zaborczych.

Z Dzikowa, potajemnie, dołączyli do armii Napoleona: Michał – brat Jana Feliksa, oraz Wincenty – młodziutki chłopak, wychowanek Walerii i Jana.

Oto bezpośrednia relacja hrabiny Walerii z tego czasu:

1 maja 1807 roku 

Cóż za okrutny cios! Michał i Wincent wyjechali nocą, by dołączyć do armii. Oszołomienie, niepokój, ból, wszystko, co odczuwamy jest nie do opisania. Papa nie wie jeszcze nic o tym szaleństwie. Mama jest w okropnym stanie. Choć pokazała więcej ducha, niżbym spodziewać się mogła. Taka słaba wobec niewielkich cierpień, zdaje się bardzo mocną, stawiając czoła wielkim. Stan Jasia podwaja moje cierpienia. Doznaje wielkiego bólu na myśl o bracie, Rodzicach, o tym nieszczęsnym dziecku, któreśmy wychowywali z taką czułością. Wincent obdarzał mnie swym wielkim zaufaniem w najważniejszych sprawach swojego życia, teraz zdradził mnie tak okrutnie.  Ksiądz (Antonowicz) długo i rzewne nad tym płakał. 16 lat! Cóż za potworny zwód. Dokąd on zmierza? Na zatracenie, być może. Boże mój, racz nad nimi czuwać. Wczoraj wieczorem poprosił mnie o błogosławieństwo, zasypywał uprzejmościami, obiecywał dobre prowadzenie, och, czyż mogłabym przypuszczać, domyślać się podobnych czynów? Jestem zbyt wzburzona, by pisać. Toż przecie on przycinał mi te strony do mojego dziennika. 

2 maja. 

Michał pozostawił list dla Rodziców i list dla Jana. Wincenty nie zostawił niczego – nie mogę w to uwierzyć. Papa przyjął wieści dosyć – dobrze to mnie wielce uspokaja, ale Mama, która trzymała się w ryzach, udając przed Papą, dziś ma się gorzej. Jest bardziej przybita i więcej cierpiąca niźli wczoraj. O Mój Boże, daj jej siłę, jakiej potrzebuje… Wszystkie jej obecne troski nie są niczym innym jak tylko preludium do kolejnych… Michał pozostawił długi. Znaczące długi. Jaś – ten brat i syn niezrównany, chce czynić wszystko, co w jego mocy, by oszczędzić bratu hańby, a nieszczęsnym Rodzicom jeszcze więcej okrutnego zmartwienia. Dla nich smutna świadomość błędów Michała byłaby jeszcze więcej nieznośną, niż sama jego ucieczka i niebezpieczeństwa, jakie na niego czekają. Jaś myśli wszystko spłacić – lecz nie może tego uczynić bez poważnego naruszania naszych finansów, już i tak nadwyrężonych po naszych zakupach w Italii i po jeszcze większych wydatkach poniesionych na transport, a wynikających z naszego braku doświadczenia, który nie pozwolił nam przewidzieć wielu trudności.

Niestety to jest jedyny sposób, by wierzyciele nie zwrócili się do Papy – taki nieszczęsny obrót sprawy byłby tragiczny. Litościwy i uczuciowy Jaś zdecyduje się na wszelkie poświęcenia – wiem, że rozsądek ich nie pochwala, ale czyż mogę go oskarżać, gdy serce me go podziwia, gdy w sekrecie raduję się z tego, iż nie poznałam nikogo bardziej pełnego dobra, bardziej hojnego niźli Jaś i mój Ojciec? Mój Ojciec mu pomoże w tej sprawie – tak, mam nadzieję. Ale Michał, jeśli będzie tak żył jak do tej pory przez następne lata, straci wszystko, co mógłby mieć. Cóż la lekkomyślna głowa. I oto dla niego Wincent zrezygnował z naszej tuteli, wybrał za przewodnika, za protektora. Świadom był przecie, że nie lubiłam, widzieć ich nawet trzech godzin razem. Znałam go lepiej. Nieszczęsne dziecko! Porwane entuzjazmem, zaiste szlachetnym, lecz jakimże niebezpiecznym. Michał sprawił, że Wincenty zapomniał o wszystkich swych powinnościach, i o szczerości, najpierwszej cnocie młodości.  Jakiż popełnił błąd i jakiż potężny wpływ może to mieć na jego całe życie. Proszę Niebiosa, z jeszcze większą gorliwością, by zachowały jego zasady i maniery, więcej nawet niż życie. Pozostawiam go Opatrzności. Nie mogę na niego liczyć, zbyt bardzo dowiódł braku rozsądku. A tak wszyscy wierzyliśmy i powtarzaliśmy, że to dziecię jest nadto rozsądne na swój wiek – teraz widzę, że nierozwaga więcej warta w wielu 16 lat niźli wysokie o sobie mniemanie…

Rok później wojska austriackie zniszczyły Dzików. Czy to był odwet za zdradę?