Przeszukując długo i mozolnie wirtualne archiwa Jagiellońskiej Biblioteki Cyfrowej w poszukiwaniu wspomnienia pośmiertnego hrabiny Walerii, które prawdopodobnie miało być opublikowane w krakowskim „Czasie”, odnalazłam taką perełkę:
oryginalny opis Dzikowa z 1852 roku! Zamku, wnętrz i zbiorów. Dla mnie to jest absolutnie bezcenny fragment.
Część pierwsza, 30 lipca 1852 roku
Transkrypcja oryginalna poniżej:
CZĘŚĆ LITERACKO-ARTYSTYCZNA.
ZAPISKI Z WYCIECZEK PO KRAJU.
Rozkoszne pobrzeże Wisły z wybiegającemi wzgórzami, po których rozsypane wioski pełne rozłożystych drzew, dwory pańskie okazalsze, wspanialsze kościoły, towarzyszyło mi do samego miasteczka Tarnobrzega, a raczej wsi Dzikowa; bo tu dziwnem zrządzeniem, wieś głośniejsze ma imię niż miasteczko, samo z siebie nic nieznaczące. Przejechawszy je, zaraz okazały mi się wieżyczki Dzikowskiego zamku wyglądające z gęstwi zieleni. Sam zamek stoi na wysokiem pobrzeżu, na którego pochyłości, ku Wiśle płynącej dołem, rozpościera się piękny ogród, mający więcej powagi starożytnością swych drzew, niż wymyślnej elegancyi. Widok z niego prawdziwie uroczy, na świecące po drugiej stronie białe mury i szczyty kościołów Sandomierza tak gęsto zapisanego w dziejach narodu. Aczkolwiek zamek sam, oddawna należący do rodziny hrabiów Tarnowskich, składał się z części do- hudowywanych różnemi czasy i pamiętających dawniejsze wieki, jednakże dzisiejsza powierzchowność jego całkiem jest przeistoczoną podług planu znanego w kraju naszym architekta p. Lanci. Ktokolwiek widział restaurowane zamki podług jego planów, zrobi sobie wyobrażenie o zamku Dzikowskim. Jak w tamtych tak i w tym jest niby coś gotockiego, okna, wieżyczki; ale zarazem i coś fantastycznego; jakaś niby zbieranina stylów i ozdób, piękna może w rysunku, w krajobrazie, lecz niezawsze dająca się zastósować do praktycznego użycia. Nowoczesne gotycyzmy mają w ogóle tę wadę, że to co dawniej służyło tu użytkowi, ku potrzebie, w nich zamieniło się w ozdobę więcej szpecącą, jak dodającą wdzięku i okazałości. Jeżeli jeszcze materya! użyty do tych ozdób nie odpowiada naturze gotyckiego budowania, niemasz nic smutniejszego, jak widok krzywych wieźyczek j od dających tynków.
W zamku Dzikowskim masywny korpus i dwa skrzydła, dość wspaniałym przez się, narożne pinakle, ogromne okno gotyckie w sali idącej przez całe piętro, jeśli niewiele dodały ozdoby, za to pozbawiły go owej powagi starożytnego gmachu stokroć milszej, i więcej przemawiającej niż ten modny gotycyzm a la Lanci, którego nikt cokolwjek znający się, nieposądzi o jakiekolwiek powinowactwo z wiekami średniemi.— Wielka to szkoda, że u nas niestarano się restaurować starych gmachów mniej więcej w stylu w jakim były stawiane, albo też w stylu najbardziej używanym w pewnych epokach, a przechowującym się w niektórych zamkach i ratuszach; tym sposobem zachowałby się ów charakter odrębności mający pewne cechy, jak w pałacyku Woli justowskiej, jak w Krasiczynie i Podhorcach i innych zabytkach, które niepadły jeszcze ofiarą architektury fantastyczno-gotyckiej.—
Wiedząc jakie się skarby pamiątek mieszczą wewnątrz Dzikowskiego zamku, pragnąłem, żeby i zewnętrze bardziej harmoniowało ze środkiem. Bądź jak bądź, jeszcze tu niewiele razi, zwłaszcza w niektórych częściach gmachu, gdzie architekt niemógł już sobie poradzić z grubemi murami.
Upomniawszy o tem chwilowem wrażeniu, z gorączkową ciekawością wstępowałem w ten przybytek nauki i sztuk pięknych, gdzie dwoje ludzi przez długi wiek życia, skrzętnie gromadziło już to rzadkie księgi i rękopisy obchodząc literaturę ojczystą, już arcydzieła malarstwa i rzeźby, już zabytki wszelkiego rodzaju. Ś. p. Jan hr. Tarnowski kasztelan; mażonka jego Walerya z hr. Strojnowskich, oboje oddani naukom, on znany osobliwie z prac swoich historycznych, autor niewydanych dotąd dziejów Panowania Walezyusza, których napisanie poleciło mu Tow. Przyjać. Nauk — ona znawczyni niepospolita i miłośniczka malarstwa, mogąca miniaturami własnego pędzla sprostać najlepszym swojego czasu miniaturzystom — poświęcili pracę życia i majątek na umiejętne zebranie wszystkich tych skarbów, jakie dziś nieobojętny gość może oglądać w Dzikowie.
Wprawdzie zwiedzałem wiele prywatnych zbiorów—lecz na pierwszy rzut oka mogłem zaraz osądzić, gdzie zbierała próżność, a gdzie uczoność mająca na celu rzetelny pożytek.
W pokojach dzikowskiego zamku, nieuderzy cię wprawdzie ani przepych sprzętów, ani obić, ani bronzów — za to co krok spotykasz szczegół budzący w tobie podziw dla dzieł mistrzowskich sztuki, lub też czujesz się wzruszonym na widok jakiej drogiej pamiątki mającej z naszą przeszłością związek.
Przegląd mój rozpocząłem od licznych obrazów olejnych zdobiących pokoje niższego i wyższego piętra. Ponieważ szczególniejszy wzgląd miałem na rzeczy polskie, dla tego też przód innemi uwagę moją zwróciły portrety królów naszych malowane na blasze. Niektóre, jak: Anny Jagiellonki, Katarzyny król. szwedzkiej, Zygm. Augusta, Bony, Władysława IV. zdają się pochodzić z dawnych czasów, a przynajmniej są dobremi kopiami; inne jak Kazimierz W., Batory, Sobieski są podobnoś pędzla Bacciarellego. Niemogę na pewno twierdzić, lecz ile wnoszę, pochodzą one z gabinetu Stanisława Augusta.
W bibliotece znalazłem kilka bardzo ciekawych portretów, jak; Skargi, Długosza, a przedewszystkiem jedyny może sławnego naszego słownikarza Knapskiego. W liczbie wielu familijnych portretów Tarnowskich i Małachowskich robionych przez dobrych malarzy, na szczególniejszą uwagę zasługują dwa małe miniaturowe olejne wizerunki, zapewne współczesne wyobrażające Stanisława Tarnowskiego i Zofią córkę Krzysztofa Szydłowieckiego Tarnowską.
Inny wielki portret hetmana Tarnowskiego, zdaje się być kopią, i to z tego samego obrazu, z Którego znamy rycinę robioną przez Tepplara a dawniejszą przez Ligbera przv zbiorze Mostowskiego. W sali znajdują się dwa no kilkadziesiąt łokci kwadratowych mające płótna na którvch artysta Włoch Del Fratto odmalował wjazd Wielkiego Jana do Krakowa, i zwycięztwo jego pod Obertynem Opowiadano nu, że ś. p. kasztelan chcąc mieć uwiecznione dobrym pędzlem dzieła rycerskie swojego przodka, sprowadził był pomienionego malarza do kraju, dostarczając mu i opisów i wszystkich archeologicznych szczegółów do tej kompozycyi. Lecz Włoch zmarnowawszy lat parę nic niemógł wymalować w Polsce, gdzie powiadał, że niema natchnienia dla przykrego zimna.
Wrócił więc do swojej gorącej ojczyzny, wziął się do pędzla, ale widać że i tam niesprzyjała mu ta córa niebios; oba bowiem obrazy, grzeszę nietylko charakterem i ubiorami figur, które równie mogłyby przedstawiać osoby z historyi Rzymian, Kartagińczyków lub Persów, ale nadto kompozycyą, na jaką zdobyłby się lada mierny malarz, gdyby sobie wziął za powinność porkyć jaskrawemi barwy ogromne sztuki płutna. Nie wiele można tuszyć o talencie artysty, który spędzając w jakim kraju lat kilka, nieumiał wynieść z niego ani jednego typu, przypominającego ten kraj. Wieża nawet Panny Maryi pokazująca się w obrazie wjazdu hetmana do Krakowa, jest raczej jakąś włoską kampanilią, niż naszą oryginalną wieżą; a cóż dopiero piewiedzieć o tym tłumie ludu półnagim, lecz udrapowanym w różnokolorowo łachmany na sposób lazaronów! —
Tylko brak artystów krajowych podówczas, mógł skłonić lak światłego znawcę do szukania między obcymi kogoś, coby się podjął wylać na płutno uczucia i myśl narodowa. Że się zawiódł, a drogo zapłacił za zawód, to historya powtarzająca się zbyt często. —
Nierównie większą rozkosz uczułem, gdy w tej pięknej galeryi natrafiłem na parę obrazów polskiego pędzla. Pomijam już kilkanaście ręcznych rysunków piórem i tuszem wyobrażających różne mementa z dziejów starożytnego Rzymu, róbionych przez Smuglewicza; trącą one jak wszystkie jego kompozycye sztywnością i zimnóm akademicznem, wszakże niemając godne poszanowania, jako należące do historyi sztuki naszej, wreszcie jako nie bez wartości pod względem dobrego rysunku i łatwości komponowania — ale z jakiem- ie uniesieniem powitałem przedziwny obraz olejny T. Lubienieckiego! Jak wybornie schwycony charakter i typ starego prawnika obłożonego stosem papierów! — Nie myślcie, żeby to był wychudły doktor uriusque juris w wielkiej peruce niemieckiej, w pończochach i trzewikach— i z okularami nanosie — Lubieniecki acz w Niemczech żyjący — widać zachował w duszy wyobrażenie jakiegoś trybunalskiego mecenasa, opasłego, czerstwego z zawiesistym siwym wąsem, w lekkiej czapce na głowie, co to niby zatopiony w dokumencie, słucha jednym uchem jak tam jego gospodyni od klienta przyjmuje kubana. Całe wnętrze, wszystkie drobne szczegóły oddane z ową precyzyą i mocą najlepszych malarzy flamandzkich, na których Lubieniecki widocznie musiał się kształcić. Byłoby rzeczą wielce pożądaną rozpowszechnić ten obraz dobrą litografią rylcem.
Czechowicza religijny niewielki obrazek, nie jest bez wartości, lubo do najlepszych liczyć się może. — Najciekawszym jednakże dla mnie był obraz malarza Szymonowicza, zapewne tego samego, który ryciny swoje podpisywał: Szymon. Żył on za czasów Sobieskiego; sam utwór o tem przekonywa. W alegorycznym tym obrazie widzimy malarstwo przedstawiające królowi Janowi III. i jego żonie młodego malarza, któremu jeniusz bogactwa stojący u stóp tronu sypie złota z rogu obfitości. Ma to być portret samego artysty. Malowidło to zbyt akademiczne, obrane z tych znamion, po których poznaje się samodzielny talent, i szkoła osobna, przynajmniej świadczy o malarzu z wyższem usposobieniem. Nie wątpię, iż wpływ ówczesny zepsutej szkoły włoskiej, niepozwalał się rozwinąć małej liczbie artystów naszych w kierunku odpowiednim duchowi narodu.
(Dokończenie nastąpi.)
Część druga, 31 lipca 1852 roku
CZĘŚĆ LITERACKO-ARTYSTYCZNA.
ZAPISKI Z WYCIECZEK PO KRAJU.
(Dokończenie).
Co się tycze innych utworów naszych malarzy, znalazłem jeszcze kopię Smuglewicza z Guido-Reniego, portret jakiejś kobiety przez panią Duchene potem Wyganowską, parę robót Rottermunda, osobliwie portret jego własny nie bez zalety. —
Najszczególniej zajął mię niewielki ołtarzyk umieszczony w bibliotece, w którym starej szkoły niemieckiej obraz wotywny przedstawiający N. Panne z dzieciątkiem na złotem tle rysunek pełen prostoty i wykończenia — być może, że jest dziełem jakiego z naszych malarzy nieznanych nam; co wnoszę stąd, że związek ma tak bliski z historyczną osobą Krzysztofa Szydłowieckiego, który klęczy na boku i trzyma rozwinioną chorągiew. Ubiór jego owoczesny, oblicze nacechowane podobieństwem, czynią wielce drogim ten piękny zabytek, godny mieścić się w pomnikach, jakie hr. Przeździecki wydawać zamierza. U spodu jest napis łaciński opiewający, że obraz ten poświęca N. Pannie i śś. patronom swoim Krzysztof z Szydłowca itd.— szkoda tylko, że lata są zatarte.
Z obcych obrazów, których liczba do kilku— dziesiąt dochodzi, najcenniejszym jako dzieło sztuki, a dla nas niemałego interesu jest Lissowczyk Rembrandta. —
Z zachwyceniem przypatrywałem się temu utworowi, którego istnienie i rzetelność niektórzy niedowiarkowie chcą podać w podejrzenie. Tymczasem kto zna pędzel Rembrandta, niezdoła zaprzeczyć, żeby to niebyło jego dzieło.
Ten koń, czystej rasy polskiej, ten Lissowczyk w kożuchu, w lisiej czapce, obwieszony różnego rodzaju bronią, z łukiem i kołczanem, gdzie wyraźnie widny herb Leliwa— a toż znowu przeciwieństwo okolicy jakiejś romantycznej, niemającej cechy naszego kraju— czyż nienaprowadza na domysł, że Rembrandt miał przed oczyma oryginalny egzemplarz, kiedy zuchwale to kozactwo uwijało się po Flandrach i Pikardyi. Dowiedziałem się z zapisków katalogowych, że obraz ten pochodzi z gabinetu króla Stanisława — i w tenczas już zapłacony był 800 cz. zł. Dziś, kiedy mniej nawet udatne prace Rembrandta tak wysoko bywają płacone, wartość jego niema prawie ceny. Wszakże galerya Dzikowska szczupła w liczbę, lecz nie w arcydzieła ma jeszcze tegoż samego mistrza przepyszną głowę żyda, i ucieczkę do Egiptu mały obrazek lecz mocno nadpsuty.
Niespodziewane spotkanie się moje z tyloma rzadkościami, Przeszło w podziw, gdym zaczął przyglądać się obrazom szkół włoskich, flamandzkich, niemieckich! Rzadko gdzie prywatny zbiór może się czem podobnem poszczycić, a nie jedna galerya, jak brukselska lub berlińska, pozazdrościłaby tych skarbów przechowujących się w cichym i oddalonym od świata Dzikowie. Wyliczę przynajmniej te, o których autentyczności niewątpię, a które noszą cechę niepospolitej piękności. I tak: nie wielki portret ale zdumiewający swą oryginalnością, wyobraża staruszkę Annę Soderini, siostrę Leona X. malowaną przez Michała Anioła — Głowa Kalwina roboty Tyciana tak jest mówiącą, że choćbyś niewiedział kto jest, odgadłbyś, że to jeden z tych zuchwałych umysłów, których Opatrzność od czasu do czasu zsyła ku przyniesieniu ulgi ludzkości lub do pogrążenia jej w zamęt. Inne Tyciana obrazy są jeszcze: Chrystus pod krzyżem.
Matka boska pod krzyżem. — Merkury uczący Kupidyna w obecności Wenery Uranii, należy niezawodnie do wyższych utworów sztuki, lecz czy jest dziełem Parmesana jak napis powiada, nieręczę.
Szkoła flamandzka wspaniale tu jest reprezentowaną obrazem Van Dyka przedstawiającym prawie w naturalnej wielkości królewnę Henryetę córkę Henryka IV., a żonę Karola Igo Stuarta. Pochodzi on z licytacyi po Angelice Kaufrnann. — Van der Helsta portret kobiety trzymającej książkę, jest arcydziełem w swoim rodzaju; szczególniej ręce tak są robione, że czuć prawie krew krążącą w nabiegłych żyłach. Rubensa Chrystus Pan depcący węża lubo tylko podmalowany, należy do świetniejszych jego kompozycyi. Anna Bolena Holbaina, nosząca wszystkie cechy starożytności i stylu mistrza, prawdziwą jest ozdobą galeryi; równie trzy portretowe głowy wyobrażające trzech Carracich: Lodovica, Annibala i Augusta.— Teniersa mały obrazek: Chłop palący fajkę, pochodzi z daru cesarza Józefa zapisanego testamentem swemu lekarzowi. — Z widoków, są widoki Wenecyi przez Canale, jest i widok Tivoli Claude Lorraina.— Backhuysena przecudowna burza morska: są i okolice naszego kraju malowane przez Włocha podobno Del Fratto, ale niezbyt szczęśliwe. Nieskończyłbym, gdybym chciał wymienić różnych mistrzów, których utwory zachwycały mię— dodam tylko, źe znalazłem jeszcze kilka przepysznych główek Greuza malowanych z właściwym mu wdziękiem i kokieteryą, i pięć kawałków Alba- na przedstawiających igraszki dziecinne. Potrzebaby dłuższego czasu na zbadanie, opisanie i ocenienie każdego z tych obrazów niepodejrzanej wartości — raz że je nabywał pan zamożny mogący dobrze zapłacić, podrugie; że był prawdziwym znawcą, który niebyłby kopii dla czczej próżności kupował; wreszcie czasy kiedy gromadził swoje arcydzieła, sprzyjały podobnego rodzaju zbiorom była to bowiem epoka rewolucyi i wojen i sprzedaży galeryi po Stanisławie Auguście, z której kilka obrazów widzieć tu można w ramach mających herb i cyfrę królewska. —
W prostym porządku przeszedłem do obejrzenia znacznej kolekcyi rycin: są to galerye florenckie, wersalskie i inne rytowane przez dobrych mistrzów, niemniej loże Rafała i inne jego dzieła.—- Z polskich niema nic ważnego — za to zainteresował mię nadzwyczajnie zbiór nieoceniony rysunków ręcznych najpierw- szych malarzy: Znajdziesz lam i rysunek Michała Anioła, i Corregia, i Rafaela i Dominikina, i wielu innych, a przedewszystkiem zachwycającą Sepię Rembrandta. Poznałem z jednego kawałka noszącego napis de la part de Mr Denon, że ś. p. kasztelan Tarnowski musiał mieć z tym sławnym znawcą i posiadaczem najwspanialszej kolekcyi rysunków, bliższą znajomość, i zapewne za pośrednictwem jego, przyszedł do tych rzadkości. Miło mi było spotkać się tutaj z pracami naszych rodaków; portret księcia Ant. Radziwiłła czarną kredą robił Płoński-. A. Orłowski dostarczył wybornych szkiców Norblina Żyd i Turek pełne charakteru, równie Bacciarellego portret Massalskiego.
Nadmieniłem powyżej, że Ś. p. kasztelanowa Tarnowska oprócz zamiłowania sztuk pięknych, miała jeszcze niepospolity talent malowania miniatur. Widać to po okazałym zbiorze najlepszych owoczesnych miniaturzystów mogących wynosić ze 200 miniatur róźnej wielkości. Za pierwszym rzutem oka uczułem się jakby przeniesionym w świetną elegancyę ośmnastego wieku. Ileż tam przecudnych kobiet! Dość wymienić Zofię żonę Szczęsnego Potockiego, panią Zamojską, i tyle innych dotąd żyjących w pamięci.
Oprócz wielu miniatur robionych przez samę hr. Tarnowską, najwięcej jest wybornego pędzla Lesseura i Grassi, a nawet Izabeja portret Ordynata Zamojskiego, znany z angielskiego sztychu.
Postanowiwszy, że tak powiem, tylko z wierzchu poznajomić się z osobliwościami dzikowskiemi, nie wystarczało mi bowiem czasu na dłuższe rozpatrywanie się — poszedłem z kolei do biblioteki zapełniającej dwie sklepione niewielkie wprawdzie izby, lecz dostateczno dla objęcia samych rękopisów i dzieł polskich najrzadszych i wyborowych. — Gruby, dwótomowy katalog spisany alfabetycznie małą był mi pomocą do wyszukania dzieł w pewnych materyach; dla tego szperaniom wymagającym długich chwil, niepoświęcałem przelotnych minut. Pokazano mi jednak kilka rzadkich biblii i pierwszych druków krakowskich. — Rękopisy więcej mię obchodziły. Znalazłem też rzadkie dyplomaty książąt ruskich, grube foliały dokumentów odnoszących się do różnych wieków i panowali , niemniej listy znakomitych osób, relacye poselstw itd. Czasy konfederacyi i ostatnich lat panowania króla Stanisława obfitują tam w bogaty materyał bardzo starannie uporządkowany szeregiem lat lub zdarzeń— Przerzucając to i owo, napadłem między innemi na wiersze bardzo dowcipne opisujące niektóre osoby z dworu i znaczenia pod koniec zeszłego wieku — między innemi zostały mi w pamięci dwa wiersze na naszego Krasickiego trafnie malujące i charakter jego i epoki. W której żył;
Ten nowomodny galant nigdy mszy niemiewa,
Ale tylko z damami Sursum corda śpiewa.
Wielce ciekawą znalazłem książkę do modlenia łacińską, drukowaną ile się zdaje w 16 wieku w Paryżu i na pargaminie — zdobią ją prześliczne drzeworyty lecz nie tyle podziwiałem w niej doskonałość typograficzną, ile dopiski ręką księcia Simeona Janusza Sanguszki, który powiada, że księgę tę dostał po Zienowiczu poległym w bitwie z Wołoszą podobnoś w r. 1621, i że jej winien był ocalenie swoje. Jest tam na czystych kartach spisana przez niego własnoręcznie genealogia Sanguszków a nawet rysunek piórem wyobrażający pokutującą Magdalenę. Powiadano mi, że książę Sanguszko z Tarnowa ofiarował już za ten drogi dla jego rodziny zabytek pięknego konia,
Wyliczenie drobnych pamiątek starożytności, znajdujących się w zamku, przechodzące siły mojej pamięci nie- mogącej wszystkiego zatrzymać, byłoby niepodobnym; ograniczę się więc na szafie, mieszczącej zbroje i oręże. Pałasz po hetmanie Tarnowskim — z oprawą bogatą lecz nowszą, przywołał mi w pamięć wielkie świetności naszej wspomnienia; jest to głównia krzywa, mieszcząca herb Tarnowskich i r. 1507 złotem wypisany — po drugiej stronie świeższy widać wiersz:
Kiedy król Zygmunt w Polsce panował,
Tarnowski hetman tą szablą wojował.
Jest tam jeszcze po nim przepyszna hetmańska buława i sajdak z strzałami; jest piękna szabla Chomentowskiego, który za Augusta II. posłował do Turek i kilka sztuk bogatej broni po Tarnowskich.
Kończę mój opis — zbyt może przydługi przez wyliczenie tych osobliwości, lecz znowu za krótki gdyby przyszło każdy szczegół z całą ścisłością zbadać i opisać. Ileż i tak nie pominęło się głównych nawet przedmiotów, że tylko jedne rzeźby wspomnę, licznie rozsypane po wszystkich pokojach, a mieszczące dzieła dłuta Kanowy, i wiele pięknych popiersiów familijnych.