You are currently viewing Na szlakach północnej Italii

Na szlakach północnej Italii

Padwa, 18 listopada 1803 roku.

Canaletto The Porta Portello, Padua

Brenta, Padwa

źródło: https://www.architecturerevived.com/italian-renaissance-at-smithsonian-museum-of-art/

Od wczorajszego poranka płyniemy kanałami weneckimi, przez Brentę do Padwy. Deszcz nie pozwala nam cieszyć się pięknymi krajobrazami, jakie zewsząd nas otaczają. Przyznać trzeba, że dużo wygodniej podróżuje się barką niż powozem, choć bądź co bądź mamy już trochę dosyć tych gondoli i tęsknimy za stałym lądem. Niemniej, byłam zachwycona mogąc nareszcie w trakcie podróży pisać, malować, spacerować i to cały czas posuwając się do przodu ku naszemu celowi podróży. Pierwszym z nich był słynny Św. Antoni z Padwy, nazywany Il Santo. Kościół jego nie wyróżnia się niczym specjalnym, kaplica z jego szczątkami, ograbiona przez Francuzów posiada zaledwie kilka marmurowych bareliefów. Po wysłuchaniu mszy, poszliśmy jeszcze do Św. Justyna. I tu, podobnie jak u Marka, jest siedem kopuł. I znów wzruszenie: grupa postaci z marmuru karraryjskiego Parodiego, w tym Matka Boska podtrzymująca ramieniem martwego Syna wzbudziła we mnie tyle bolesnych uczuć matczynychOdczuwałam dosłownie wszystko, co te marmurowe postacie zdawały się przekazywać. Ileż bolesnych wspomnień znów stanęło przede mną!…

Weszliśmy również do Akademii, dawniej tak słynnej w świecie, dziś rozdartej i zaniedbanej. Przecież w czasach świetności uczyło się w niej 15 tysięcy uczniów. Dziś zaledwie 400. Z dumą ogromną oglądnęliśmy pamiątki po wielkim Zamoyskim, który był tu w 1563 rektorem wydziału prawa, i po Tarnowskim, będącym tu doradcą oraz po wielu innych Polakach. Potem byliśmy w ogrodzie botanicznym. Został on zda się założony jako pierwszy w Europie. Jest piękny i pełen rzadkich odmian roślinności. Łagodność klimatu jest jej przychylna. Twój ojciec nie mógł się napatrzeć, widząc te wszystkie mimozy i magnolie, posadzone w ziemi, ukształtowane, wyrośnięte, w pełni swego piękna. Wypełnił po brzegi me kieszenie i swoje też wszelkimi ziarnami, jakie tylko wziąć mógł, szczęśliwy, że zasadzimy je u nas po powrocie. Niestety potrzebować będziemy ciepła szklarni i oranżerii, żeby wspomóc w naszym klimacie ich rozwój.

Vicenza, 19 listopada

vicenza

Panorama Vicenzy

Vicenza zawdzięcza swój wygląd słynnemu architektowiPalladio. To jego miasto rodzinne z resztą. Wszelkich ciekawostek on jest tu autorem. Między nimi licznych domostw, kościołów, pałaców o pięknych formach architektonicznych. Prawie wszystkie jego dziełem. Odwiedziliśmy też dom, w którym mieszkał i umarł, widzieliśmy Łuk triumfalny, który budował, a który wieńczy promenadę na Polach Marsowych i wreszcie jego największe arcydziełoTeatr Olimpijski. Palladio zmarł przed ukończeniem fasady, przeto zewnętrzna cześć budynku nie zapowiada niczego dobrego, ot biedna rudera. Wewnątrz za tokopia teatrów antycznych i zarazem jedna z najpiękniejszych budowli naszych czasów.

Przeszliśmy dwie mile za miastem, bo zobaczyć Villa Rotonda, czyli słynne kasyno markiza de Capra. To też dzieło Palladia, lecz samo miejsce zawdzięcza dużo nie tyle sztuce, ile naturze, gdyż jego najwspanialszym walorem jest panorama, jaką można stąd podziwiać. Vincenza należy jednakże tylko do Palladio.

Willa Rotonda

Willa Rotonda

Werona, 20 listopada

Nie wiem, czy jeszcze kiedyś podczas mojej podróży dane mi będzie doświadczyć żywszej radości niż ta, którą odczuwałam dziś rano wjeżdżając na terytorium Republiki Włoskiej, lub raczej – znajdując się po raz pierwszy od czasu naszych zaborczych nieszczęść poza krajem zdominowanym przez te trzy ohydne mocarstwa, które zdradziwszy nas okrutnie podzieliły naszą nieszczęsną ojczyznę. Tutaj wszystko naznaczone jest wolnością! Czerwona czapka zdobi główny plac, inskrypcje republikańskie wprost zasypują ulice. Czy ten wolny lud jest szczęśliwy? Nie wiem, lecz sądząc po drożyźnie towarów pierwszej potrzeby mogłabym wątpić. Pomimo wszystko, owa odmienność tego, czego tu doświadczamy sprawia, że aż kręci nam się w głowach. Wielkie słowo „wolność”, czy to niosące ze sobą jakiś prawdziwy sens, czy też nie, zawsze i niezmiennie elektryzuje i porusza ludzi, nawet wbrew ich woli.

Jacques François Carabain http://www.tuttartpitturasculturapoesiamusica.com

Piazza delle erbe, Verona

Część tego miasta należy do Austrii, a druga, znacznie większa, do Republiki Włoskiej. Rzeka Adyga oddziela je, będąc zarazem granicą pomiędzy dwoma państwami. Werona jest bardzo rozciągnięta, dobrze zabudowana, lecz nieproporcjonalnie dużo mniej zaludniona. Największą jej ciekawostką jest Arena, czy też Amfiteatr starożytnych Rzymian. To jedna z najlepiej zachowanych budowli, dająca obraz wielkiego geniuszu ludu, który niczym król świata realizował swe najznamienitsze zamysły. Amfiteatr ma jeszcze 43 zachowane schody. Pomieścić mogą wygodnie 30 tysięcy osób, a nawet więcej. Piękne dzieło to słusznie oddaje wielkość ludu, który je wybudował. A teraz właśnie wracamy z teatru. Aktorzy i tancerze więcej tu warci niż ci z trzech wiedeńskich teatrów wespół. A to przecież jest Werona, cóż zatem szykują nam większe włoskie miasta?

Werona, amfiteatr

Werona, amfiteatr

Mantua, 22 listopada

Ta słynna forteca otoczona wodą i bagnami zdaje się absolutnie nie do zdobycia siłą, nie złamała jej nawet blokada podczas ostatniej wojny. Tym, czym Palladio jest dla Vincenzy, tym Giulio Romano jest dla Mantui. Wszystkie najciekawsze dzieła architektoniczne i malarskie miasto to jemu zawdzięcza. Najwięcej uderzyło nas wnętrze kościoła katedralnego, podtrzymywane przez sześć rzędów żłobionych w marmurze kolumn korynckich, o sklepieniu pełnym złotych arabesek na białym tle. Piękne to wszystko. I do tego kaplice, udekorowane w taki sposób, że można by za ich wzorem meblować najelegantsze salony. Z fresków, te w Palazzo bodaj najpiękniejsze. Nadzwyczajna sala Gigantów, dzieło najwyższych lotów, zachwycające niepojętą śmiałością wyobraźni artysty, jak i samym tematem.

Mantua

Mantua

Pałac dawnych książąt Mantui, dziś dom Prefekta szczyci się również plafonami wykonanymi przez Giulio Romano. Przedstawiają one znaki Zodiaku. W innych salach podziwialiśmy szczególnie freski Noc i Słońcete zasługują na najwyższe uznanie. też piękne gobeliny, wykonane na wzór rysunków Rafaela. Swemu poecie Wergiliuszowi Mantua oddała cześć na Piazza Broletto ustawiając tam pomnik z jego popiersiem. I ja byłam mu się pokłonić, dziękując z głębi serca Delilleowi, bez którego nie poznałabym dzieł tego wielkiego poety, tak doskonale przez Delillea naśladowanego.

Bolonia, 24 listopada

Bolonia, Piazza Maggiore

Bolonia, Piazza Maggiore

Wciąż przemierzamy rozległe i piękne równiny Lombardii. Dookoła same uprawne tereny, obsadzone drzewami i otoczone winnicami. Co prawda pora roku odbiera wiele uroku tym czarującym krajobrazom, lecz i tak kraj ten jawi się nam jako ogród sam w sobie. Nic nie mogę ci powiedzieć o Modenie, do której wjechaliśmy nocą i nocą opuściliśmy. To, co światło księżyca pozwoliło mi dostrzec, sprawiło, że pożałowałam, reszty nie będzie mi dane obejrzeć, gdyż miasto wydało się licznie zamieszkane, dobrze zabudowane, z szerokimi ulicami, dobrze wytyczonymi, wybrukowanymi i pełnymi ludzi, choć była to już 9 wieczór, kiedy przez nie przejeżdżaliśmy.

A wczoraj wielkie wydarzenie!Spotkałam polskich żołnierzy kawalerzystów z Legionów Polskich, służących Republice Italii. Cale moje serce poruszyło się na widok tych dzielnych naszych rodaków, tak drogich i walecznych. To ostatnie święte wspomnienie naszej wolnej ojczyzny, niestety, zginie razem z nimi…!

January_Suchodolski_-_Wjazd_generała_Jana_Henryka_Dąbrowskiego_do_Rzymu

Wjazd Jana Henryka Dąbrowskiego do Rzymu

źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Legiony_Polskie_we_Włoszech

Bolonia jest pełna cennych dzieł sztuki. Szkoła bolońska jest najbogatsza we Włoszech, nawet po tym, jak Francuzi tak okrutnie ograbili. Odwiedziliśmy galerie Zampieri i Fornari. Pierwsza posiada szeroki wachlarz arcydzieł: Mars i Wenus Albano, Piastunka z dwójką dzieci na rękach Van Dycka, Jawnogrzesznica Agostino Carracciego, Głowa Zbawcy w koronie cierniowej Salwatore Rossy, doskonale naturalna, lecz oddana na płótno bez żadnego wyrazu cierpienia; Dziewica z podwójną chustą na włosach Carlo Cignaniego w całej swej piękności; Hagar wygnany przez Abrahama, doskonały Herkules Guercina. Lecz arcydziełem nad arcydziełami jest Piotr i Paweł Guido Reniego i największej miary, pełen gracji Taniec dzieci Albana, W domu Fornari jest tak naprawdę jedna rzecz warta uwagi: obraz Ludovico Carracciego Narodziny Aleksandra Wielkiego. Jedność miejsca jest tu złamana widokiem Efezu, i płomieni, lecz postać Olimpias [matka Aleksandra], dzieci i wszystkie inne postacie naprawdę wielkiej urody.

Spośród kościołów, największy i najpiękniejszy jest kościół Św. Piotra. San Salvatore posiada piękną architekturę koryncką. Św. Dominik jest ciekawy ze względu na swą kopułę. Spoczywa pod nią ciało świętego, a trzy obrazy pokazują jego cuda. Pierwszy Mastelletty, drugi Spady, a trzeci Tiariniego. Jeden doskonalszy od drugiego. Do serca mego przemówił właśnie najmocniej ten trzeci. Znalazłam w nim scenę, w której Św. Dominik ożywia zmarłe dziecko. Ono, otworzywszy oczy, podnosi je na swą matkę i wyciąga do niej ręce. Matka, niewidząca nic wokół oprócz swego dziecka, biegnie do niego i chwyta go w ramiona bez tchu. Tymczasem ojciec, bardziej opanowany, pada do stop swego dobroczyńcy, którego postać dostojna i pełna spokoju kontrastuje ze zdziwieniem i uwielbieniem otaczających go obserwatorów.

Przez Bazylikę św. Petroniusza przebiega pierwszy południk Cassiniego. To linia wytyczona z marmuru, dzieląca w ten sposób również kościół po ołtarz. W kopule kościoła jest otwór, przez który słońce każdego dnia w południe wpada, by promieniami oświetlić dokładnie linię.

26 listopada

Wczoraj udaliśmy się do słynnego instytutu Accademia delle scienze dell’Istituto di Bologna, założonego przez księcia Ferdinando di Marsilli. Nie skończyłoby się nigdy, gdyby chciało się wymienić liczbę sal ze wszystkimi rodzajami instrumentów, obiektów i bogactw z każdej dziedziny nauki i sztuki.

Najpiękniejsze z nich to salony antyczne oraz te opowiadające o historii naturalnej, a także sala przedstawiająca kompletne dzieje malarstwa, począwszy od jego zarania, poprzez rozwój aż do obecnej doskonałości, a to wszystko niejako w formie galerii obrazów. I całe mnóstwo piękności tu widziałam, których szczegółów nie umiałabym nawet opisać, ani po kolei przywołać z pamięci. Był tam Samson Guida, Transfiguracja Ludovico Carracci, Dziewica i święci Annibala, niewielka Dziewica Guerchino, Św. Jan na pustyni mówi się, że Rafaela, Głowa Chrystusa Guida. Co więcej nic bardziej doskonałego nie widziałam tu, ani nigdzie indziej, jak Chrystus w chwale niebiańskiej Corregia, zaiste boski obraz, obecnie w zbiorach niejakiego Pana Armano, który to chce go sprzedać za 15.000 dukatów (nabywszy wpierw za 14.000). Dzieło to zdumiewa, zachwyca, olśniewa. Jego tło to nic innego jak światło czystego słońca, które przy pierwszym spojrzeniu każe wam spuścić oczy taka jest jego olśniewająca jasność. Nie umniejsza ona jednakże w niczym figury Jezusa, będącej doskonałym połączeniem istoty ludzkiej i boskiej zarazem. U jego stóp, cztery prawdziwie nieziemskie anioły, a w dali wiele innych, namalowanych z perfekcją, lecz jakby przyćmionych światłem, morzem światła.

Kolejna, niezmiernie ciekawa galeria jest w domu Zambecchari. Są tam z tego co sobie przypominam trzy piękne Tycjany: św. Sebastian, portret Karola V i kobiety z dwójką dzieci. Ponadto Św. Franciszek z Asyżu Domenichina, Czuwanie Calvaerta, Grajaca na flecie i Judyta ucinająca głowę Holofernesowi wielce ekspresyjny obraz Michała Anioła Caravaggio. Rzeczony pan Armano poznał nas z młodym kawalerem Aldovrandi, zajmującym się miniaturami i posiadającym swą własną, małą, acz starannie dobraną kolekcję malarstwa. Mogliśmy u niego podziwiać duży pejzaż Poussina oraz Młodą Dziewczynę Tycjana – najbardziej uroczy obraz tego artysty, spomiędzy tych, które już oglądałam.

Co do samej Bolonii, jest to miasto duże, kupieckie, zaludnione. W wielu miejscach warto się zatrzymać na dłużej. Na placu z fontanną z brązu stoi kolosalny Neptun, cenione dzieło Jana z Bolonii. Wyróżniają się także niespotykaną wysokością wieże Asinelli i Garisenda. Bardzo podobały się twojemu ojcu.

Wieże Asinelli i Garisenda

źródło: https://collezioni.genusbononiae.it/products/dettaglio/10079

Ancona, 28 listopada

c1133

Port w Anconie

http://sirpac.cultura.marche.it/sirpacintraweb/storage/label/0212/384/c1133.jpg

Droga jest całkiem przyjemna. Niemal na każdym postoju, znajdujemy się w uroczych małych miasteczkach, które u nas niewątpliwie uchodziłyby za duże miasta. Najdziwniejsze i zabawne zarazem jest to, że wszystkie mijane sklepiki wystawiają tak wielkie ilości futer na sprzedaż, że te aż wylewają się z witryn po obu stronach ulicy, a przechodzień mogły uwierzyć, że z nagła znalazł się w samych okolicach Petersburga bardziej niż w tej pięknej Italii, której pogoda od ładnych kilku dni doprawdy nas rozpieszcza. Czujemy się dzięki temu, jakby to była najprawdziwsza „pora kwiatowa”. W okolicach Ceseny przekroczyłam Rubikon, bardziej odważnie niż sam wielki Cezar, i spontanicznie, bowiem żadnej nie planowałam zbrodni. Lecz rzeka ta i przykrość mi sprawiła. To ona pogrąża Cezara w oskarżeniach, a wolałabym go bez tego. Co więcej, kilka lat temu jacyś podróżni angielscy przybyli, by przeszukać brzegi Rubikonu. Znaleźli tam tabliczkę, która zabraniała rzymskim generałom przekraczania rzeki na czele armii. Anglicy zabrali tabliczkę, a na miejscu pozostawili kopię z marmuru.

Widok pięknej Republiki San Marino od strony Savignano pokrzepił mnie. Zbudowana na szczycie skały trwa i trwać będzie. Jej słabość to jej siła, może być, że będzie istnieć dłużej niż wszystkie inne republiki. W dalszym ciągu odczuwam najżywszy żal z powodu niemożności spędzenia tam choć kilku godzin. Niestety przymrozki, jaki pojawiały się przez kilka dni z rzędu sprawiły, że góry pokryły się lodem, i droga na szczyt byłaby zbyt niebezpieczna. Musieliśmy zrezygnować. Nie bez żalu. Jan był bardzo niepocieszony. Wjechawszy do Rimini, przekroczyliśmy most, którego budowę rozpoczął Cesarz August a zakończył Tyberiusz. Jest piękny. A jeszcze piękniejszy był – żeby nie zapomnieć napisać – uczynek chłopca z oberży w Faenzie. Dziecko to biegło za nami ponad pół mili na piechotę, by zwrócić twojemu ojcu złotą szkatułkę, której zapomniał wyjeżdżając. Wszędzie czyn ten byłby bardzo doceniany, lecz tutaj jest najwyższą zasługą, bo lud tutejszy jest bardzo chciwy zarobku. Wydusza z obcych każdy grosz bezlitośnie.

Widok podczas wjazdu do Ankony jest jednym z najpiękniejszych. Wjeżdżając do niej robi się wiele przystanków tuż przy morskim brzegu. To tuż nad nim właśnie króluje owo miasto, wzniesione na delikatnie pochyłym zboczu góry. Wjazd i brama do miasta robią korzystne wrażenie i wydają się całkiem ładne. Portu broni sama natura, która uzbroiła go w nabrzeże chronione skałami: bezpieczne, wygodne i wygląda na to, że kupieckie. Zdobi je łuk Trajana, piękna antyczna budowla z białego marmuru, uszkodzona już nieco przez wieki.

Zapomniałam wspomnieć jeszcze o obrazie, który widziałam w Bolonii, przedstawiającym Chrystusa jako dziecko, modlące się do Boga, swego ojca. Czarujące to dzieło, pędzla Francesco Albani znajduję się w kościele Madonna degli Gallieri. To właśnie ulubiony malarz twojego ojca. Poznałam również Rosapinę, jednego z najlepszych grawerów w Europie. Pracuje on teraz nad sztychem tego pięknego obrazu, o którym ci mówiłam, „Tańca dzieci”. Z tego co potrafię osądzić, to bardzo wierna kopia oryginału.

Loreto, 29 listopada

Antica-Cartolina-Di-Loreto-Ancona-Animata

Loreto

https://picclick.it/Antica-Cartolina-Di-Loreto-Ancona-Animata-183629534690.html

Przebyliśmy pieszo szlak prowadzący pod wysoką górę, na szczycie której znajduje się owo miasteczko. To najprawdziwsza pielgrzymka. Zaiste bardzo męcząca. Ale jakże zapomina się o tych wszystkich trudach i zmęczeniu, jakiej doświadcza się nabożnej radości, kłaniając się Bogu w tym świętym miejscu, pełnym dostojnej prostoty! Wszystko to przemawia do mojego serca, przejmuje je szacunkiem i czułością, wywołując wzruszające wspomnienia, i sprawia bardziej niż jakiekolwiek ludzkie opowieści, że można uwierzyć w cuda. Modliłam się tam gorąco… Modliłam się tam za ciebie… Niech Bóg w swej łaskawości i jego boska Matka raczą mnie usłyszeć i wysłuchać. Przywiozę dla ciebie złoty medalik, tutaj poświęcony, noszący obraz Dziewicy z Loreto.

Kościół zbudowany wokół świętego domu z Nazaretu jest piękny, wypełniony obrazami i mozaikami. Na jeden z nich patrzyłam z naprawdę wielką przyjemnością; była to Dziewica, jeszcze dziecko, w wieku około dziesięciu – dwunastu lat, uprawiająca i podlewająca lilię, symbol czystości; promień słońca wprost z nieba pada na jej głowę, tworząc jakby koronę. Ona podnosi wzrok, czuły i pełen wdzięczności, tak bez zaskoczenia, jakby to była zwyczajna rzecz, jakby ta chwała niebiańska była jej bardzo bliska. Jakby to niebo właśnie było jej prawdziwą ojczyzną… Dalej św. Joachim, jej ojciec pokazuje ten cud św. Annie, a ona patrzy na swe boskie dziecię, ze wzrokiem przepełnionym największą matczyną radością. Nie zdołałam dowiedzieć się, kto był autorem tego obrazu. Mówiono, że namalowała go kobieta. Jestem skłonna w to uwierzyć, bo wzruszył mnie mocniej niż wiele różnych znakomitszych obrazów.

W Loreto spotkaliśmy przez przypadek dwóch polskich księży, mieszkających w tym kraju. Potraktowali nas jak rodaków, jak swoich. Przyszli do naszej oberży, przynosząc owoce, wino, obrazki. Rozmawialiśmy o naszej ukochanej ojczyźnie, o jej nieszczęściach, o naszej stracie. Wspólnie ubolewaliśmy nas tym wszystkim. Miłe to były chwile w ich towarzystwie. Jeden z nich nazywa się Libański. Nazwiska drugiego zapomniałam i bardzo się o to na siebie złoszczę.

Od Ankony krajobraz jest bardzo górzysty, lecz wciąż żyzny, z uroczymi drzewami oliwnymi, które w pełni zasługują na swe miano symbolu „szczęśliwości narodów”. Widzieliśmy ich już wiele po opuszczeniu Alp, a przed przybyciem do Wenecji. Potem stawały się rzadsze, lecz teraz znów jest ich pełno na tych lombardzkich nizinach. Tutaj znów krajobraz odżywa. Najwspanialsze, co przyszło nam zobaczyć na tych drogach, to właśnie wodospad w Fano i piękna grota pełna stalaktytów na drodze do Filigno, tuż przy wiosce Palo. Tylko Jan poszedł ją zobaczyć, gdyż ja nie czułam się na siłach. Czekałam na niego w powozie, a kiedy wrócił, opisał mi ją w taki sposób, że pożałowałam mojego braku sił.

Baceano, 3 grudnia

he Waterfall at Terni, Italy. 18th

źródło: https://www.1stdibs.com/art/paintings/landscape-paintings/attributed-to-adolf-friedrich-harper-waterfall-at-terni-italy-18th-century-large-scale-oil-painting/id-a_3481001/

Zrobiliśmy, przeto chyba z tuzin przystanków na tych Apenińskich szlakach, owszem – dużo mniej uciążliwych niż Alpy Tyrolskie. Była to jednakże przeprawa. W pierwszej chwili, widząc wokół siebie tylko śniegi i lodowce w samym środku pięknej Italii, można się zadziwić i rozczarować. A już dwa, czy trzy dni z rzędu takiej zimowej pogody, znoszonej bez możliwości żadnych udogodnień to za dużo! O wiele za dużo! Wczoraj oglądaliśmy wspaniałą kaskadę w Terni, lecz złe samopoczucie uniemożliwiło mi opisanie ci jej na miejscu. Aby tam dotrzeć, trzeba się sporo namęczyć. Na początku w mizernym powoziku, potem jadąc na ośle i na koniec pieszo, bardzo krętymi ścieżkami. Lecz jakże ten wysiłek spłacany jest wędrowcowi, co do grosza, po przybyciu na miejsce, gdy nareszcie można usiąść tuż na wprost tej kaskady. Tego nie da się sobie wyobrazić, moja Rozalio, nie da się zupełnie, to trzeba dopiero zobaczyć. Ta ogromna masa wody, spadająca z impetem ze szczytu góry w przepaść bez dna, gdzie burzy się długo nim znów się pojawi. Wirujące kłęby pary, wydostają się z tej otchłani i spadają na nas nieustannym deszczem, przepiękne tęcze tworzą słoneczne refleksy, ujście rzeki zwracanej przez otchłań, te przeróżne jej niekończące się spadki, jedne piękniejsze od drugich aż do samego połączenia z Nerą. Wspaniałe skały pokryte aksamitnym mchem, niezliczona liczba roślin, które je otaczają, czerwone owoce chruściny rosnące tu w wielkiej ilości, tworzące zadziwiający kontrast w zderzeniu z otaczającymi je soplami – wszystko to jest wielkie, majestatyczne, piękne, niedające się wprost wyrazić.

Jesteśmy zaledwie dwa postoje od Rzymu. A zatem naprawdę go zobaczę. Ten Rzym, który dzięki edukacji, jaką otrzymujemy, historii, jaką tworzymy – staje się naszą wspólną stolicą świata… I ja go zobaczę! Odczuwam wzruszenie na samą tę myśl… Ileż rzeczy zachwyci się tu moje serce. To ten Rzym, który obudził we mnie mój pierwszy entuzjazm. To ci wielcy ludzie, ci bohaterowie, – dziękuję im za naukę, co to znaczy wielkoduszność, miłość ojczyzny, odwaga. Lecz czymże stała się ta ich ojczyzna? Jakich cierpień można doznać widząc, czymże się stała ta ziemia, dawniej uprawiana przez Cyncynata, żyzna w czasach Dyktatorów, Konsulów, rzymskich generałów dziś nieurodzajna, sterylna wręcz, porzucona. Ojciec mój, w swych spostrzeżeniach na temat Italii, przedstawił swe rozumowanie wyjaśniające ten przykry spadek zasiedlenia okolic Rzymu. Według niego, to wcale nie wina rządów papiestwa, jak to się zwykło uważać, ale przyczyna bardziej prozaiczna. W czasach, gdy kwitła republika, Rzym wcale nie był otoczony polami uprawnymi, ale domami bogatych patrycjuszy. Widzimy to przecie w historii, gdy lud oskarża tak często luksus, w jakim żyją wielcy panowie, mówią to również ruiny wybornych budowli znajdujących się wokół Rzymu. Nie są to zwyczajne domostwa rolników, czy rzemieślników. Prawdopodobnym zatem jest, że pałace te, ogrody – zniszczone przez Barberów winnych zajmować się nimi, a niszczących je w zamian – pozostały od tamtej pory nieuprawne, samotne, porzucone. I takie są do dziś. To zatem nie o spowodowanie tych klęsk można oskarżać papiestwo, lecz bardziej o niezapobiegnięcie temu aż do dziś dnia. Och dużo, by można na ten temat powiedzieć.

Roma

Panorama Rzymu

źródło: http://www.museodiroma.it/it/mostre_ed_eventi/mostre/roma_la_magnifica_visione_vedute_panoramiche_del_xviii_e_xix_secolo_dalle_collezioni_del_museo_di_roma