You are currently viewing Dzików, niedziela, 9 grudnia 1804 roku

Dzików, niedziela, 9 grudnia 1804 roku

Dzików, niedziela, 9 grudnia 1804 roku.

[pierwszy wpis, rozpoczynający Dziennik z lat 1803-1838]

Przychodziło mi często na myśl, że gdy dzień dobiega końca, rzeczą użyteczną mogłoby być przelanie na papier wrażeń, jakie w nas pozostawił. Dokonanie podsumowania dnia, spisanie ostatnich przemyśleniem: mogłyby to być odczucia towarzyszące jakiejś rozmowie, jakiś list napisany czy otrzymany, przyjemność płynąca ze zrobienia czegoś dobrego; nierzadko też niestety żal z poczynionych błędów, o których tak szybko i łatwo zapominamy, a wierzę, że nie byłoby niczego złego w przypomnieniu ich sobie od czasu do czasu. Najważniejszym bowiem celem życia człowieczego jest ciągłe stawanie się lepszym. Dobrze więc czasami popatrzeć wstecz, by ocenić, czy do celu tego się przybliżamy. Będę zatem tak czynić, z całkowitą szczerością, bo któż inny miałby czytać ten dziennik?

Oto dziś dzień mych urodzin. Pierwszy w życiu z dala od rodziców. Myśl ta zasmuciła mnie w pierwszej chwili. Wyspowiadałam się, przyjęłam komunię i gorzko płakałam. Drogim jest mi ten kościół, bo on właśnie skrywa groby moich dzieci, i gdy Bóg żywy schodzi na ołtarz, zdaje mi się, że widzę je pomiędzy Anioły, które go otaczają. Czyż mogłoby to być? Czy to serce moje je wyczuwa? (…)

Dostałam listy od Papy. W jednym z nich usilnie mnie prosi, bym nie traciła odwagi w czasach cierpienia i udręki. Obawia się, by w dłuższej perspektywie mój charakter nie zgorzkniał, by to, co przeszłam nie odebrało mi słodyczy i delikatności, tej najpierwszej chluby, która pozwoli mi zatrzymać serce Jasia. Ojcze mój, będę pamiętać o twej radzie. Będę o niej pamiętać głęboko – będę na siebie uważać – a twój drogi głos, wzywający od dzieciństwa do czynienia dobra będzie mnie zawsze prowadził!

12 grudnia. –

Wczorajszego wieczora spłonął browar w Żupawie. To bardzo znacząca cześć majątku naszych Rodziców. Wiadomość ta nie przyniosła im więcej przykrości, niż powinna przynieść strata pieniędzy, ale uczciwy Zarządca dzikowski, dla którego sprawy tego domostwa są bardziej niż osobiste, cierpiał dziś rano okrutnie. Nie mając odwagi zawiadomić o pożarze swych pracodawców, pojechał pół żywy o świcie do Żupawy. Popołudniem opowiedziałam o tym Mamie [teściowej, Rozalii Tarnowskiej z Czackich-przyp.tłum.], dodając jak bardzo poczciwy Centurski był tym wszystkim poruszony. Wkrótce wrócił z pogorzeliska, a Mama, widząc go w dali przed zamkiem, zapomniała o swoim reumatyzmie i wybiegła na wiatr i śnieg, bez chusty ni okrycia. Pospieszyła do niego prosząc, by o sobie przede wszystkim myślał, nie o stracie, by ona nie położyła się cieniem na jego zdrowiu. Mówiąc tak do niego, miała łzy w oczach. A ja patrzyłam na nich i sama ze wzruszenia zapłakałam. Tacy pracodawcy – myślałam sobie w duchu – zasługują na takich pracowników. Są siebie warci. Dukatami nie można opłacić uczynków serca. Przywiązanie odpłacić można jedynie równym przywiązaniem. Mówią, że zarządca browaru sporo stracił w tym pożarze, a jego żona lada dzień będzie rodzić. Dowiem się, jak mogłabym pomóc i zrobię, co w mojej mocy – poświęcę pieniądze odłożone na dwie suknie batystowe, jakie chciałam za niedługo kupić i całą kwotę dam im.(…)

13 grudnia. – Rozeznałam się w stratach, jakie poniósł rządca browaru. Stracił w zasadzie niewiele, dużo uratował, jego żona wcale nie spodziewa się dziecka, jak mi wcześniej mówiono. Nie potrzebują mojej pomocy – Niebiosom niech będą dzięki. Ale cóż, muszę zatem szukać nowej okazji do czynienia dobra. Pieniądze raz przeznaczone na zbożny cel stają się święte. Nie mogłabym z nich już korzystać. Poczekają na jakichś potrzebujących.

Za każdym razem, gdy czynię coś dobrego, myślę o moich zmarłych dzieciach, najczystszych aniołach u stóp Najwyższego. To im bez wątpienia zawdzięczam tę potrzebę duszy i palące pragnienie robienia dobra. Jaka szkoda, że efekty tak niewiele znaczą. Pomóż mi dobry Boże! Niewinność przez Ciebie ukoronowana, wstawia się za mną w Niebie, prosząc o to, bym potrafiła czynić jedynie dobro.

18 grudnia. – Gorączka zatrzymała mnie w łóżku przez trzy dni. Nie przyniosła ze sobą nic złego, ale była bardzo męcząca i nie mogłam pisać. Dzięki Ci składam Boże, za powrót do sił. A może to była zapowiedź Twojego nowego błogosławieństwa?!

21 grudnia. – Jeszcze jestem osłabiona, to smutne, że fizyczna niedyspozycja może mieć taki wpływ na ducha. Och, jakże trzeba cenić zdrowie! Wieczorem odwiedziła nas pani Nowogrodzka i odwiedzinami swymi sprawiła nam wiele radości. Bardzo ją lubię, mało osób ją zna i ja sama jeszcze dobrze jej nie poznałam, lecz lubię ją. Zdaje mi się, że wiem, jaka jest, i to, co mi się zdaje, całkowicie mnie do niej przekonuje. Los na razie nam nie sprzyja i brak nam okazji do częstszych spotkań, ale mogłybyśmy się głębiej polubić. Różnica wieku też nie powinna mieć znaczenia. Jestem młodsza, ale dużo cierpiałam, dużo myślałam – ośmielam się zatem uważać siebie za starszą niż w rzeczywistości jestem.

 

Mon journal – strona tytułowa
Mon journal – strona z Dziennika