Publikowany od dłuższego czasu w Dzikovii cykl tłumaczeń Dzienników z podróży do Włoch hrabiny Walerii Tarnowskiej chciałabym zamknąć poniżej prezentowanym tłumaczeniem. Będzie ono obejmowało niewielkie wybrane fragmenty opisujące drugą fazę podróży hrabiny przez malowniczą Italię: drogę przez północne jej regiony i podróż do domu, do Dzikowa, do Rozalki.
Dzienniki kończą się wzruszającą sceną, w której hrabina dowiaduje się, że pozostawiona w Dzikowie córeczka nie żyje:
„Pozostawiam te zapiski, w których serce przepełnione Tobą uwielbiało zwracać się do Ciebie – teraz jest już puste, musi zamilknąć… Żegnaj, Rozalio, żegnaj aż do dnia mej śmierci… Jesteś spokojna, szczęśliwa… To mnie pociesza… Dnia pewnego ja również tego zaznam – żegnaj moje dziecko”.
Nim to jednak nastąpiło, młoda matka nieprzerwanie, pisząc o Italii, kieruje swe słowa do małej Rozalki:
Rzym, 7 kwietnia 1804 roku (to czas, gdy 14-miesięczna Rozalia umierała w Dzikowe)
Nareszcie zabieram się do tego, by opowiedzieć Ci o owym rzymskim cudzie, o Bazylice św. Piotra i o Watykanie. Czy się odważę? Spróbujmy. Chodź, moja Rozalio, daj mi rączkę, poprowadzę Cię, a szczęście absolutne przebywania tu z Tobą doda mi odwagi – chodź!
Przechodzimy po przepięknym moście Świętego Anioła. Gotowa jesteś na piękne rzeczy? Nie spiesz się zanadto. Zatrzymaj się na placu przed kolumnadą – to arcydzieło Berniniego – i naciesz się tym widokiem. Nie ma nic bardziej imponującego! Czyś nie zadziwiona, nie oczarowana? Nie mówisz do siebie: „Zali to architektura! Zali to sztuka!”?
Plac św Piotra w Rzymie
źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Giovanni_Paolo_Pannini_Departure_of_the_Duc_de_Choiseul_from_the_Piazza_di_San_Pietro_-_WGA16982.jpg
Na placu wystrzeliwują w górę dwie fontanny – wespół z obeliskiem z czerwonego granitu tworzą jedyny, acz piękny ornament tego nadzwyczajnego miejsca. Gdy obelisk ten umieszczano tutaj, architekt odpowiedzialny za ową skomplikowaną operację pomylił się w swych obliczeniach co do prawidłowych miar i gdy cała masa była już podnoszona, liny okazały się za krótkie, by ogrom ten posadzić. Architekt ze wstydu nie wiedział, gdzie chować głowę. Wielki huk, pomnożony jeszcze hałasem zgromadzonych ciekawskich, przyciągnął również poczciwego wieśniaka sprzedającego nieopodal kapustę. Gdy mu powiedziano, co się stało i jakie to upokorzenie dla architekta, wieśniak zawołał: „Och głupi, wystarczy zmoczyć liny!” Architekt skoczył mu do gardła natychmiast… ale liny zmoczono. Skutkiem tego obelisk został bezpiecznie osadzony.
A teraz chodź ze mną na schody i zmierz wzrokiem te ogromne kolumny, które przed chwilą jeszcze zdawały się całkiem przeciętne. Niech Cię to zawczasu przygotuje na mnóstwo podobnych niespodzianek. Jesteśmy w perystylu. Jakaż przestrzeń. Jaki ogrom! W miejscu tym niecierpliwość tego, kto wchodzi do środka i strach tego, kto ogrom ów opisać chciałby, mnożą się dwukrotnie. Sama doświadczyłam tego aż za nadto. Pierwszy raz, gdy tu weszłam, czułam się tak samo jak Ty teraz. To nie było nawet wejście, to było wprost wbiegnięcie. Wszystko to już ustąpiło. Niemy podziw i cześć nabożna przenikają przez mą duszę. Kolana same się zginają, głowa pochyla, myśli biegną do Najwyższego, a serce Go adoruje. Wielbię Ciebie, Wielki Boże, Ciebie, któryś stworzył człowieka i dał mu rozum – to zali cząstka Ciebie! Miłą mi jest wiara, że patrzysz w swej dobroci na tę świątynię Tobie oddaną. Zda mi się, jakbym widziała w niej promień Twej niebiańskiej chwały wędrujący wraz z promieniem słonecznym przez wnętrze bazyliki. Nieziemski efekt zaprawdę trudno ująć we właściwe słowa. Wielbię Ciebie, Boże Najwyższy! Żal wielki, że ludzki rozum nie jest w stanie trwać dłużej w boskiej adoracji. Po kilku ekstatycznych minutach z wolna wraca ziemskie odczuwanie świata i odbiera zdolność głębszej kontemplacji. Podnoszę się zatem z kolan i postępuję bardziej w głąb. […]
Wnętrze Bazyliki św Piotra w Rzymie
źródło: https://www.bostonathenaeum.org/about/publications/selections-acquired-tastes/giovanni-paolo-panini-interior-st-peters-rome-1756-1757
Rzym, 8 kwietnia
Zostawmy bazylikę po lewej i wejdźmy pięknymi schodami Berniniego. Kaplica Sykstyńska zawdzięcza swoją sławę Michałowi Aniołowi. Stworzył on jedno z najbardziej zadziwiających dzieł, jakie malarstwo stworzyć mogło: Sąd Ostateczny. Cóż za mroczną i gigantyczną wyobraźnię trzeba było mieć, by namalować takie niespotykane sceny! Wypełniają one całe wnętrze kaplicy. Jakaś grupa Aniołków gra na trąbce, umarli powstają z martwych, Chrystus stoi pośrodku. Jego postać, jakkolwiek szlachetna, nie podoba mi się. Nie tak wyobrażam sobie Boga dobroci. Prawą ręką zaprasza swych wybrańców, lewą odpycha potępieńców, spojrzeniem strącając w czeluści piekieł. Nieszczęśnicy spadają tłumnie i mieszają się z demonami, a ci ostatni radują się ze swych straszliwych zdobyczy. Nie mogę wprost pojąć, skąd artysta czerpał wzory do postaci demonów. Zaiste, są piekielne. By dopełnić swej ekstrawagancji, wsadził tam jeszcze barkę Charona i pomieszał piekło pogańskie z czernią swych własnych piekielnych wyobrażeń. Bądź co bądź to dzieło jest na równi uczone, co oryginalne i – odpychające. […]
Kaplica Sykstyńska
Ronciglione, 15 kwietnia
Dziś opuściłam Rzym, a myśli me są wciąż jego pełne. Kiedyś, gdy pewnego dnia sama przemierzysz te zachwycające i najpiękniejsze zbiory w Europie, których bogactwa żaden opis nie odda nigdy wystarczająco dobrze, weźmiesz moją opowieść, tak niedoskonałą, a może być nawet, że bardzo ubogą – zapomnij o niej wtedy, albo pomyśl o niej jedynie po to, by pamiętać o mych dobrych intencjach i mym jedynym pragnieniu pełnym czułości: chciałam przyjemnie zająć twój czas, dzieląc się z tobą przyjemnościami, których tu zakosztowałam, a słodka myśl, że dzielę je ze wszystkim, co kocham, zwielokrotniała je jeszcze bardziej.
Florencja, 29 kwietnia
O, piękna, zjawiskowa Florencjo! Nie tylko pociechą jesteś po stracie Pizy. Prawie osładzasz mi również tęsknotę za samym Rzymem! Masz, jako Rzym, najpiękniejsze arcydzieła sztuki i wręcz czarującą naturę. Twe kwitnące wsie, twe ogrody i promenady hojne w rozdawaniu przyjemnego orzeźwienia w cieniu dębów i cyprysów – to proste przyjemności, lecz doceniam je na równi z przyjemnościami, jakie miałam pośród zabytków antycznego Rzymu. Na promenadzie tłumy spacerujących i zaprzęgów. Zdobią ją liczne drzewa, sadzone tak, by tworzyły alejki oraz klomby i gaiki rozsiane po obu stronach rzeki Arno. Nad wszystkim królują Apeniny. Oceń sama cóż to za widok. […]
Florencja, brzegi Arno
źródło: https://www.intoscana.it/it/articolo/biennale-internazionale-dellantiquariato-di-firenze/
Florencja, 3 maja
Dawniej dzień szczęścia naszego narodowego, dziś to już tylko wspomnienie… przynajmniej Ty o nim nie zapomnisz, będziesz zawsze przepędzać go w smutku, jak ja – Twe serce wszak będzie zawsze polskie! Dzisiejszego ranka otrzymałam list od Canovy. Nam przeznacza swą replikę Perseusza – jego repliki są z reguły dużo lepsze niźli oryginały, a posąg ten będzie naszym prawdziwym skarbem rodzinnym. To dlatego zdecydowaliśmy się na taki wydatek. Zresztą zdecydowała też o tym więcej nasza przyjaźń z Canovą niż interesowność. Canova odmówił Perseusza wielkim władcom i wielu innym chętnym, mimo że chcieli mu płacić więcej od nas.
Willa Carreggi, 14 maja
Madame Fabroni wyjechała, by spędzić miesiąc w swojej wiejskiej posiadłości niedaleko Florencji. Nazywa się to tutaj una villegiatura. Pojechałam do niej, by się z nią pożegnać. Odbyłyśmy wspólnie uroczą przechadzkę do Willi Carreggi, ulubionego miejsca pobytu Wawrzyńca Medyceusza. Wzywał tu do siebie uczonych z Konstantynopola i Grecji. Stąd właśnie wspierał rozwój nauk i sztuk, propagując je na całą szczęśliwą Italię i przygotowując kolejne stulecie, stulecie Leona X. Rzym i Europa zawdzięczają je właśnie Medyceuszom. Życie w tej willi przechodzi wszelkie najwspanialsze wyobrażenia: widok na Florencję i góry usiane drzewami, z mnóstwem otaczających domostw, na równinach i zboczach wzgórz najpiękniejsza wiosna, śniegi i lodowce na Apeninach, Arno, w dali Pistoia i inne miasteczka, rozległe tereny wiejskie, urodzajne, śmiejące się do uprawiających je ludzi niczym najpiękniejszy ogród. Oceń sama jaki efekt robi ten widok. My wyjeżdżamy jutro, nie bez żalu. Jakżeby można opuszczać Florencję i nie żałować? Wpierwy to pożegnanie z dziełami sztuki, z artystami, z uczonymi, wszyscy najuprzejmiejsi i bardzo komunikatywni, z zacnym ludem toskańskim, łagodniejszym i spokojniejszym i bardziej obfitującym w szlachetnych osobników niźli na pozostałych ziemiach Italii. I ta piękna promenada Prato, wspaniałe nabrzeża Arno, urocze wiejskie widoki, jakie cieszą oko podczas przechadzek mostami. […]
Okolice Florencji
źródło: https://commons.wikimedia.org/wiki/File:Thomas_patch,_veduta_di_firenze_da_bellosguardo,_1767,_02.jpg
Bolonia, 17 maja
Pora roku, podczas której podróżujemy jest najpiękniejsza jaką moglibyśmy wybrać. Od wyjazdu z Neapolu aż do tutaj, cały czas mijamy kwitnące drzewa, wynika z tego, że od pięciu miesięcy mamy wiosnę. W Neapolu zostawiliśmy drzewa pomarańczowe, w Rzymie mirty, mamy jeszcze wawrzyny, cyprysy, cytrynowce, łąki i winnice lombardzkie jeszcze zobaczymy. To będzie bardzo miłe. […]
Genua, 25 maja 1804 roku
Nic chyba nie dorównuje trudowi, jaki trzeba przedsięwziąć, aby dotrzeć do Genui. Może jedynie zadowolenie pojawiające się w momencie przybycia na miejsce. Miasteczko objawia się zrazu w całej swojej okazałości, zachwycając pięknem nadmorskiego amfiteatru, ponad którym góry królują niczym korona. Piękna architektura i wytworny luksus marmurowych budowli w połączeniu z całym panującym tam blaskiem mogą jawić się strudzonemu wspinaczką stromym alpejskim szlakiem wędrowcowi jako ziemski raj wykupiony dla nikłej liczby istnień ludzkich. Na pierwszy rzut oka miasto oszałamia więcej nawet niźli Neapol i bardzo go przypomina pod względem położenia i łaskawego klimatu. Jak miło przed ostatecznym opuszczeniem Italii zasmakować raz jeszcze w tym czarownym klimacie. […]
Panorama Genui
źródło: https://en.wikipedia.org/wiki/History_of_Genoa#/media/File:Genova-1810ca-acquatinta-Garneray-part-mura.jpg
Padwa, 31 maja
Wyjechaliśmy z Genui tą samą drogą, która nas tu przywiodła. Trakt prowadził przedmieściami pompatycznej dzielnicy Sampierdarena. Pełno tu wystawnych pałaców; można zobaczyć, że ciągną się aż do Campomorone. Stąd już droga prowadzi pod górę w stronę Bocchetty; to wielka niedorzeczność pokonywać ją powozem – dużo lepiej jechać na osiołku. Ja tak zrobiłam i było mi bardzo dobrze. Gdy już dotarliśmy na szczyt, złapała nas burza lub bardziej była to jakaś forma dużego zamglenia. Przez nią, w momencie, gdy wybiło samo południe, ogarnęły nas ciemności zmierzchania. Chmury wchodziły nam do nosa, a wiatr odbierał oddech… Udało nam się w końcu zejść, lecz aż do Novi jechaliśmy potworną drogą. […] Na naszej drodze przemierzyliśmy słynne równiny z miastami ważnymi dla historii: Novi, Ticino, Marengo… to ziemia zwycięstw, spłynęło po niej wiele darmo przelanej krwi. Do Padwy dotarliśmy wreszcie po czterogodzinnej dyspucie z celnikami – najostrzejszymi, najskrupulatniejszymi i najbardziej niegodziwymi, jakich nie spotkaliśmy nigdzie dotąd. […]
Mediolan, 2 czerwca
Och, dziecko moje, jakże ja cierpię! Od sześciu tygodni nie mam o Tobie wieści. Nic z Dzikowa! A moja szwagierka pisze od siebie świeżutki list z 8 maja, w którym współczuje nam wielkiego nieszczęścia, jakie wciąż nas prześladuje, poleca nam religię i poddanie się woli Bożej, by przetrwać tę stratę… Tylko nie pisze, co to za strata! A my niczego nie wiemy!… Me serce, które żyje w Tobie, w pierwszej kolejności drży o Ciebie… Odchodzę od zmysłów, nie mogę myśleć – chodzę, biegam oszalała… Kiedyż wreszcie dostanę te listy? Och, na Boga, listy, błagam o listy! Mój Boże, mój Boże, czy jestem jeszcze matką? O tak, Ty mi ją dałeś, bym przetrwała śmierć Kazimierza. Dzięki Tobie rosła, karmiona moim mlekiem i bólem, zachowasz ją dla mnie!… Przecież to dziecię jest Twoim bezpośrednim darem, z Twych rąk otrzymanym – nie odbierzesz mi dowodu Twej dobroci. Rozalio, moja Rozalio, zobaczę cię jeszcze! Zostawiłam cię pod opiekunką rodziców, których sześćdziesiąt lat tak cnotliwego życia musi być Bogu miłym – nie, to sprawiedliwe Niebo nie uderzy w nich przecie takim ciosem! Nie, mam nadzieję… O tak, mam nadzieję!…
Katedra w Mediolanie
źródło: https://www.anticoantico.com/en/items/166399/The-Milan-Cathedral-watercolor-print-century-XIX?index=4&last=120&cat=0C#&gid=gallery1&pid=1
Mediolan, 3 czerwca
Coraz bardziej uspokaja nas refleksja – w razie wielkiego nieszczęścia Scipionowie nie byliby u siebie, byliby w Dzikowie – napisaliby uspokajające słowa o zdrowiu ojca, który w latach swych już osłabł, o zdrowiu matki, którą cios ten przybiłby tak samo jak mnie, chwilowo przynajmniej, bowiem ona ma dzieci, a mnie nic by już nie zostało… W pierwszych chwilach straciłam odwagę, by kontynuować tę moją pisaninę, przeznaczoną jedynie dla ciebie. Uczucia, rozsądek dają mi nadzieję, kontynuujmy zatem. […]
Doprawdy nie wiem, moja Rozalio, czy będziesz kiedyś w Mediolanie, by zdążyć zobaczyć smutne pozostałości jednego z najpiękniejszych fresków – Ostatniej Wieczerzy Leonarda da Vinci. Jest w klasztorze Santa Maria delle Grazie, w dawnym refektarzu, gdzie wpierwy Francuzi, a ostatnio Austriacy urządzili stajnie. Posunięcie godne prymitywnych Galów z czasów Kamillusa.
Szczególne w tym szczęście, że najważniejsza postać tego obrazu – Chrystus – zachowała się nieco lepiej od pozostałych. Artysta wybrał moment, w którym Jezus wypowiada do Apostołów: „Jeden z was mnie zdradzi”. Prawie można uwierzyć, że słyszy się te słowa. Wyczytać z tej boskiej twarzy gorzki ich smak! Winnemu już z góry wybaczono. Ale jakże ten Bóg jest tu naprawdę człowiekiem! Jaka bolesna gorycz w miłosiernym spojrzeniu, świadomym wszelkiego zła, którego przyjdzie mu doświadczyć. Najokrutniejsza jest być może ta zdrada przyjaciela. Ja przynajmniej nigdy nie widziałam bardziej cierpiącej postaci Chrystusa, a w cierpieniu tym bardziej szlachetnej i pięknej. Ile litości dla zbrodniarza! Judaszu, Judaszu! Najmniejsza twa skrucha wystarczy, byś otrzymał przebaczenie. Lecz Judasz jest tylko tchórzem. Jego podła dusza zadrżała, ale się nie ukorzyła. Przeraźliwe dopełnienie zniewagi. Zadrżeli Apostołowie, wszyscy zadziwieni, pełni obawy, nie dowierzają. Najukochańszy uczeń Jezusa jest jedynym, którego twarz nie wyraża żadnego z tych uczuć. Nie może wątpić, skoro jego Mistrz rzekł te słowa. Jakiż ból ekstremalny! Jego złączone ręce oparte są na stole, głowa opada, przybity straszliwą pewnością zbrodni, której pojąć nie może.
Leonardo da Vinci, Ostatnia Wieczerza
źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Ostatnia_Wieczerza_(obraz_Leonarda_da_Vinci)
Oceń, Rozalio, jak bardzo jest się zdziwionym, odnajdując w tym doskonałym obrazie Leonarda tak szokujące błędy w rysunku. Mówią, że był przemalowywany. Nie wierzę w te wytłumaczenia i nie są dla mnie satysfakcjonujące. Jakby mogły nie pojawić się żadne ślady oryginalnych konturów w tych odartych miejscach? Trudno to pojąć. […]
Wenecja, 17 czerwca
A zatem stało się! Wszystko straciłam! Ta śmierć, która Cię pochłonęła, to Niebo, do którego już należysz, od tej pory są moją jedyną przyszłością! O, Rozalio, Rozalio, może mnie słyszysz…! Och, pomóż ukoić okrutną rozpacz! Aniele Najwyższego, ustrzeż mój zbłąkany umysł przed niemym sprzeciwem Jego Woli. Uproś u Boga zmiłowanie! By dać mi raczył ostatnią pociechę chrześcijanina – łaskę poddania się Jego Woli! O, moje dzieci! Moje ukochane dzieci, wzywam Was! Przeczyste Anioły! Czuwajcie nad czystością serca mego! Pomóżcie zachować religię i cnotę, jedynie dzięki nim kiedyś was ujrzę!… Kazimierzu! Rozalio… I ona odeszła! O, mój Boże!… Rozalio, moje ostatnie dziecko, Rozalio! Moje ukochane dziecko! To zatem prawda! Nie ma Cię już! Nic mi na tej ziemi nie zostało! Och, wolałabym jeszcze drżeć z obawy, wciąż żywić nadzieję!… Przerażająca pewność!… Kręci mi się w głowie, serce pękło… Boże mój, Boże!
Żałobne udręczenie, Byron's muse - Giuseppe Molteni
źródło: https://www.allposters.com/intl_closed
Klagenfurt, 24 czerwca
Podróżuję, przemierzam tę drogę, raczej mnie wloką, ciągną w miejsca, gdzie Ciebie już nie ma – pozostają mi jeszcze obowiązki… Wracam z pragnieniem niesienia pocieszenia, a sama upadam pod ciężarem nieszczęścia… Opatrzność i moje uczucia względem najzacniejszego z ludzi, dla Twojego ojca, trzymają mnie przy zdrowiu. Przeżyłam, lecz wegetuję. Będę starała się żyć dla niego – dla tego, w którym tak często odnajduję moje dzieci… Jego rysy przypominają mi tak często Twoją twarz… Jesteś we wszystkim tak podobna do niego! To zapewne było po to, bym była szczęśliwsza… I by tym mocniej mnie zgnębić i powalić!… W Spilimbergo przekroczyliśmy rzekę Tagliamento – o tej porze roku nie jest groźna. Dookoła mnóstwo rozległości usianych białymi kamieniami, dawnych koryt rzecznych, wysuszonych, bez najmniejszego śladu roślinności, spalonych ogniem słońca, niczego niewytwarzających. Drogę tę trzeba przemierzyć pieszo – szłam więc wolno, myśląc, że to jest właśnie obraz mojego życia. Wjeżdżamy w Alpy i udajemy się do Ponteby. Ta droga jest dużo lepsza niż tyrolska – jest mniej gór. Góry są takie smutne… Ale teraz już mi wszystko jedno… Jestem już tylko 80 mil od Ciebie… Od Twojego grobu niestety… Kazimierzu, Rozalio, spoczywacie razem, a wasza matka wraca, by żyć obok Was. Może czasami do niej zejdziecie, Niebiańskie Anioły. Nie zobaczę Was, ale będę Was czuła, gdy wzywać będę Najwyższego, Wy do Niego zaniesiecie moje prośby! Gdy zrobię co dobrego, Wy przyniesiecie w me serce nadzieję na ostateczne połączenie się z Wami! Och tak, czynić dobro, to moja podpora na tej ziemi.
Pozostawiam te zapiski, w których serce przepełnione Tobą uwielbiało zwracać się do Ciebie – teraz jest już puste, musi zamilknąć… Żegnaj, Rozalio, żegnaj aż do dnia mej śmierci… Jesteś spokojna, szczęśliwa… To mnie pociesza… Dnia pewnego ja również tego zaznam – żegnaj moje dziecko.
Waleria Tarnowska
Rozalia Tarnowska (1803-1804), Miniatura malowana przez Walerię Tarnowską
w: Halina Kamińska-Krassowska. Miniatury Wincentego Lesseura i Walerii Tarnowskiej z dawnej kolekcji Tarnowskich z Dzikowa
Czekała jeszcze 45 lat, by połączyć się z ukochaną córką. Nim to jednak nastąpiło dokonała w życiu zachwycających rzeczy. Tej jesieni, 23 listopada, przypada 170-rocznica jej śmierci.
Pozostały po niej jej Dzienniki. Pełne słów głębokich i wrażliwych. Pełne mądrości i wiary. Ich tłumaczenie jest już gotowe i – jeżeli uda się pokonać przeszkody stojące na drodze do publikacji, z którymi ciężko się mocować, a wiszą niestety jak cień nad moją ponad dwuipółletnią pracą nad tymi tekstami, grożąc bezpodstawnym zakazem publikacji – tej jesieni, w 170-tą rocznicę śmierci hrabiny Walerii, – dzięki nieocenionej pomocy wspaniałych przyjaciół z Towarzystwa Przyjaciół Tarnobrzega – zostanie wydana całość tłumaczenia dzienników „Moje podróże. Dla Rozalii.” w postaci książki. Dołożę wszelkich starań, by publikacja ta była godna Autorki oryginału. Gdyby jednak przeszkody stojące na drodze do wydania tej książki okazały się nie od przejścia, zainteresowanych czytelników zapraszam na powstającą stronę internetową poświęconą hrabinie, na której znaleźć można więcej jej tekstów: https://waleria-tarnowska.pl/